piątek, 31 sierpnia 2012

[865].

trochę jestem.
ale tylko trochę.
wiem - lepsze trochę, niż nic.

ale.

***

znalezione na fb

nigdy w życiu nie spędzałam tyle czasu w domu co teraz.
w sumie nawet nie przypuszczałam, że bycie w domu jest aż tak przyjemne.
może polubiłam bycie w domu, bo nie mam innego wyjścia?
a może nie?
bo jakby tak się lepiej zastanowić, moją alternatywą byłby pobyt w szpitalu.
ale nie, nie dlatego lubię być w domu.
w każdym razie - nie tylko dlatego.
ergo lubię być w domu i już.
tyle tu ciekawych rzeczy się dziele!
mogę na sto sposobów ułożyć sobie poduszki pod głową i zasnąć.
mogę poczytać gazetę.
mogę wstać i podlać rośliny. a przy okazji - wyjrzeć przez okno.
mogę rozwiesić pranie.
głaskać kota.
zachwycić się bukietem słoneczników.

jestem.
jestem szczęśliwa.

czwartek, 30 sierpnia 2012

[864].

Niemąż zaginął, gdy wchodziliśmy do Babci B. na obiad.
należy tu napomknąć, że na pierwsze wystąpiła mazurska botwinka z ziemniakiem i śmietaną, dokwaszana sokiem cytrynowym.
sawuar - fer jest następujący: do głębokiego talerza nalewasz botwinka-wody z botwinką, gdzie następnie wciapujesz ziemniaka, którego rozmlaskujesz widelcem, czyniąc biało-różowo-bordowe cuda kolorystyczne - również na obrusie i ubraniu.
tak przy okazji - znacie taką potrawę? a może tylko u nas tak się jada, bo ja lubię coś takiego?

więc.
wchodzimy na obiad, botwina uśmiecha się złośliwie do widelca w sprawie ziemniaków, próbuję więc sobie przypomnieć, czy mam w domu wybielacz, a tu, co ja paczę! Niemąż zaginął, Niemęża nie widzę, Niemęża brak.
nie ma.
idę, sprawdzam, szukam.
widzę.
zaszył się w ogrodzie i rozmawia przez komórkę.

zadzwonili od organizatora konkursu FFF z pytaniem, czy pan nie jest hakerem albo czy nie miał pan zgłoszeń, że jak ktoś u pana klika na koszulkę, to licznik przesuwa się o dziesięć albo sto głosów?
bo, proszę Czytaczy, inni uczestnicy konkursu nie rozumieją jak to możliwe, że pana koszulka ma już tyle głosów, bo w poprzednich edycjach tak się nie zdarzało.
oraz: dostaliśmy dwa zgłoszenia, że jako haker pan nas spamuje.
haaa!

obiadowa botwinka była pyszna.
trochę na szczęście jej zostało i dostałam do domu, na kolację.

***

jeśli chcielibyście dalej głosować, tu jest adres: https://www.facebook.com/Grolsch.Polska?ref=stream&sk=app_442988809072523
koszulki autorstwa Niemęża (który w konkursie występuje jako Piotr), zakwalifikowane przez żuri do drugiego etapu, są dwie.
nr 4, która ma 53 głosy.
nr 5, która ma 868 głosów.

jeśli chodzi o tę nr 4, to powiem Wam szczerze, że wolę ją na innym tle.
zamiast czarnego, bardziej podoba mi się zielone tło.
i myślę, że biała też byłaby bardzo ładna.
jak sądzicie?

pozostając jeszcze w temacie koszulek - Niemąż rozwinął się, m.in. w koszulkach chustkowych oraz śffinkowych.


te tu to moje ulubione śffinkowe:




zastanawiam się, ile musiałaby kosztować taka koszulka, żebyście zechcieli ją kupić.
otóż moim głównym zmartwieniem jest jakość bawełny.
jestem zdania, że lepiej pozostawić koszulki w fazie projektów, niż produkować towar marny gatunkowo, który zdefasonuje się po pierwszym praniu.
z drugiej zaś strony oferowanie tiszertów po np. 89 zł wydaje mi się kosmicznym przegięciem - nawet gdy chodzi o promowanie "dobrego" brandu.

***

odbiałczam się.
muszę więc spać z poduchą pod nogami, bo mi puchną, psia-ich-mać.

co to jest za ekwilibrystka, żeby ułożyć się do snu z torebką wiszącą poza łóżkiem, by nie ciągnął się, był drożny i nie uwierał kabelek; ze spuchniętymi w kostkach nogami na poduchach, by odpoczywały; z głową wysoko oraz kręgosłupem prosto, by przepona nie naciskała na jelita, by się nie porzygać.
jednocześnie pozycja musi być na tyle strategiczna, by móc w nocy błyskawicznie zareagować na jednoznaczne komunikaty górnego i/lub dolnego odcinka przewodu pokarmowego.

a skoro już się pożaliłam, idę się mościć.
dobranoc.

środa, 29 sierpnia 2012

[863].

Niemąż wystartował w konkursie, bo ma posuchę ze zleceniami.
(a może macie jakąś robotę dla Niego? trochę by się rozerwał, tudzież odpoczął od wożenia mnie po lekarzach, poprawianiu poduszek pod plecami, gotowaniu siemienia i całodobowym niunianiu).
więc.
Niemąż zaprojektował koszulki na Free Form Festival 2012.


właśnie przyszedł mail, że na dziesięć wybranych przez żuri prac, dwie są mojego Niemęża!
głosujcie proszę.
bardzo chciałabym, żeby wygrał!
(och, nie będę nawet pisać, jak bardzo JUŻ jestem dumna.
że nie wspomnę o tym, że całkiem zapomniałam, że cały dzisiejszy dzień spędziłam w łóżku na kwiczeniu z bolesności, żalu i niemocy).

tu link do konkursu: https://www.facebook.com/Grolsch.Polska/app_442988809072523

niestety można oddać tylko jeden głos, buuu...

jedna koszulka jest taka:

a druga taka:
ja zagłosowałam właśnie na tę pracę.
i Was bardzo proszę o to samo.

(głosowanie na dwie koszulki jest bez sensu, chyba?
po pierwsze - nie sądzę, żeby dało radę wygrać razy dwa, po drugie - głosowanie na obie rozproszy głosy).


z góry dziękuję za Wasze wsparcie :D
i oczywiście przekażcie linkę do głosowania dalej! :D

wtorek, 28 sierpnia 2012

[862].

wbrew grawitacji i logice, byłam dziś na grzybach.
słońce świeciło jesiennie, trochę zmarzłam.
co krok wpadaliśmy w pajęczyny, mnóstwo pajęczyn. chyba pająki gorliwie szykują zapasy na zimę.
zebrałam kilka dużych kurek i jednego podgrzybka.

było cudownie.

następnie wytrzymałam jeszcze podróż do Babci B. - celem przekazania zbiorów do zamarynowania, a przede wszystkim - by zjeść wspólną kolację.
wróciliśmy do domu.
przebraliśmy się w ciepłe piżamy i wleźliśmy do naszego wielkiego łóżka na stadne przytulanie.
a wtedy w pokoju Syna runął karnisz, z hukiem wyrywał w ścianie dwie malownicze dziury i grubo posypał tynkiem stałą wystawę konstrukcji LEGO, które Giancarlo od wielu miesięcy z pieczą kustosza muzeum narodowego ustawiał rzędami oraz warstwami na parapecie.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

[861].

dziękuję, że mnie wspieracie.
dziękuję za maile, esemesy.

niedziela, 26 sierpnia 2012

[860].

tydzień temu Syn zainteresował się drążkiem gimnastycznym, który Niemąż zamontował w drzwiach pokoju Syna.
po pierwszych nie uda mi się... oraz nigdy nie dam rady, to za trudne, dziś Syn zademonstrował nam, jak podciąga się rękami na linie, jednocześnie nogami wspinając się po framudze drzwi do drążka, by następnie chwycić się go, zawiesić się na nim, chwilę pobujać i zeskoczyć, by po chwili piąć się od nowa.

łóżko jest tak ustawione w stosunku do drzwi, że mogę z pościeli obserwować wyczyny ekwilibrystyczne Syna.
leżę więc i paczę. albo drzemię i słucham oprawy dźwiękowej kolejnych etapów wspinaczki - najpierw sapania i stękania, potem triumfalnego chichotu zamieniającego się w radosny śmiech podczas głośnego skoku.
i tak przez dwie godziny pod rząd.

***

pobieżnie streszczając, bez wchodzenia w detale dotyczące nieustannych hospitalizacji: najpierw bolał bolicoś, więc po wielu eksperymentach ze środkami przeciwbólowymi dostał w łeb morfiną; potem pojawiły się kłopoty z jelitami, następnie - założono cewnik.
teraz postępuje wodonercze i wróciły z nasileniem kłopoty z jelitami (kłopoty to wyjątkowo kanciaty eufemizm), od wczoraj dodatkowo puchną nogi w kostkach.
martwię się.
tak bardzo nie chciałabym iść do szpitala.
boję się, czy wrócę.

a jaka jest prognoza?
otóż zależy gdzie ucho się przyłoży, tam co innego można usłyszeć.
Pani Doktor M. twierdzi, że na 99% to choroba popromienna.
Ulubiony Doktorek - że raczej niekoniecznie, że powinnam rozważyć rozpoczęcie jakiejś nowej chemii.
czyli: w teorii jest pół na pół.
wiadoma sprawa - nie ma o czym gdybać dopóki nie ma wyników PET-a.

nie lubię intuicji.

sobota, 25 sierpnia 2012

[859].

byliśmy na Meridzie Walecznej.
a następnie
popsułam
się.

piątek, 24 sierpnia 2012

[858].

proszę, poznajcie.
tak wyglądają bóle bolączki.

och, niefajne są.

***

w ramach zajmowania się czymkolwiek z sensem, robiłam dziś porządki na półce z przyprawami.
rzecz jasna pod pretekstem porządków otwierałam każdy słoiczek i rozkoszowałam się zapachami.

po przejrzeniu półki donoszę, że najczęściej doprawiam dania: majerankiem, liściem laurowym, zielem angielskim, pieprzem czarnym - mielonym i w ziarnach - ex-equo, granulowanym czosnkiem, bazylią, oregano, ziołami prowansalskimi, lubczykiem, żółtym curry i słodką papryką.
często też używam: goździków, cynamonu, imbiru, cukru waniliowego, kardamonu.
rzadziej: wasabi, habanero, chili, ostrą paprykę, gałkę muszkatołową, szafran, sól calamansi, ziarna jałowca, gorczycę.
i tu dochodzimy do sedna - mam też słoiki z ziołami nieużywanymi.
wśród nich: tymianek, estragon, cząber, rozmaryn, kolendra.
tak się zastanawiam, do jakich potraw się ich dodaje. niby wiem - mięsa, fasole, te sprawy. ale może znacie jakieś super danie, w którym np. tymianek jest obligatoryjnie i stanowczo nie-do-zastąpienia?
a może są jakieś przyprawy, których nie wymieniłam, a które polecacie?
oczywiście poza anyżem i kminkiem...

czwartek, 23 sierpnia 2012

[857].

był czwartek, jest czwartek.
udało się dotrwać.

czwartek - jak pamiętacie - ma swój harmonogram: rano morfologia, popołudniu - wizyta u Ulubionego Doktorka.
dziś też tak było.

podsumowując: czekam na badanie PET, by decydować, co dalej - z torebką, może z szukaniem gdzieś na świecie jakichś metod leczenia.
a na razie muszę spróbować przytyć, bo już mnie tylko 45 kg.
z taką wagą nie nadaję się ani do chemioterapii, ani - tym bardziej - do jakiejkolwiek operacji.

***

przyszła rano paczka z podręcznikami szkolnymi.
Syn spędził pół dnia na wertowaniu ich w skupieniu.
od miesiąca codzienne pyta się nas, kiedy  w r e s z c i e  zacznie się szkoła.
zażyczył sobie nawet spaceru koło budynku szkoły - chociaż z zewnątrz sobie popatrzę.
pamiętam, że też tęskniłam do szkoły.
teraz On zajął moje miejsce w continuum wakacje i szkoła.

***

dziś w ogrodzie Babci B. podglądaliśmy dzięcioła.
wbija w starą gruszę orzechy laskowe. gdy już je dobrze zamocuje w korze, zaczyna stukać w skorupkę, by dostać się do orzecha.
wokół gruszy leży mnóstwo łupin z niedużą, równą dziurką.
lato, jesień, zima.

gdy byłam dziewczynką, Babcia B. pokazywała mi, jak dzięcioły wstukują w grusze orzechy laskowe.
sprawdzałam wtedy, jak blisko mogę podejść do drzewa, żeby dokładnie przyjrzeć się dzięciołowi.
dziś Giancarlo zrobił to samo.

środa, 22 sierpnia 2012

[856].




Wychodzę samotnie na drogę - Michał Lermontow

Idę zagubioną polną drogą
Przez tumany kurzu błyszczy trakt
Cicha noc
Ustronie słucha Boga
Gwiazdy gwiazdom drżeniem dają znak

W niebie uroczyście jest i cudnie
Ziemia śpi w całunie sinych zórz
Czemu jest mi ciężko tak i trudno
Czekam na coś?
Żal mi dawnych burz?

Już od życia nic nie oczekuję
Nie żal mi przeszłości aż do cna
Pragnę tylko ciszą i spokojem
Okryć się i schować się we snach

Ale nie w tych chłodnych snach mogiły
Lecz by mnie omotał taki czar
Żeby w piersi schronić życia siły
Żeby w piersi tlił się życia żar

Żeby słuch mój pieścił nieprzerwanie
Nucąc o miłości słodki śpiew
Żeby wiecznie patrzył z góry na mnie
Pochylony szpaler starych drzew.

wtorek, 21 sierpnia 2012

[855].

przyjaciółka robi dzieciątko.
mają już córkę, teraz chcą chłopaka.
gdy zdecydowaliśmy się z Voldemortem na działania w tym kierunku, złożyłam u bociana zamówienie na chłopczyka.
jasne, że najważniejsze, by udało się zajść i by dziecko było zdrowe, ale jeśli można dodatkowo zabawić się w wybieranie... to czemu nie?
uznałam za prawdopodobne dwa czynniki determinujące płeć: moment współżycia oraz dietę.

jak zapewne kiedyś słyszeliście od pani od biologii, w trakcie zapłodnienia łączą się chromosomy płciowe kobiety i mężczyzny.
kobieta to XX, więc płeć dzieciątka determinuje, jaki chromosom dziecko dostanie od ojca: jeśli X - urodzi się dziewczynka, a jeśli Y - chłopiec.
według naukowców plemniki niosące chromosom X dłużej żyją, a plemniki z chromosomem Y są szybsze.
aby zrobić dziewczynkę (XX) zbliżenie powinno nastąpić przed owulacją (przed 14 dniem cyklu)
aby zrobić chłopca (XY) zbliżenie powinno nastąpić w okresie owulacji lub tuż po niej (po 14 dniu cyklu).

wskazówki dotyczące diety też stosowałam, choć te zdecydowanie z przymrużeniem oka.
teoria jest taka, że dieta zadziała na płeć o ile rozpocznie się stosowne odżywianie pół roku przed rozpoczęciem manewrów.
- dziewczynka: produkty bogate w wapń (sery, mleko, jaja, kapusta, buraki, mięso, ziemniaki, orzechy) i magnez (orzechy, czekolada, kasza, rośliny strączkowe, kukurydza, szpinak, ryby).
- chłopiec: produkty bogate w potas (banany, morele, pomidory, ziemniaki, marchew, brokuły, owoce cytrusowe, pietruszka) i sód (sól kuchenna).

a czy Wy planowaliście płeć dziecka?

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

[854].

czoło i pierś do przodu.
nie ma co się kulić po kątach.
tak więc, bracia i siostry, przyjmujmy życie z dobrodziejstwem inwentarza.

Babcia B. nauczyła mnie, jak przymontować do uda rułkę torebki, by się nogami nie zaplątywać w okablowanie, a co ważniejsze - by się nie martwić, że zapomniawszy o, torebka boleśnie zagubi się gdzie bądź.

nawet Niemąż nie jest nieczuły na kwestie galanteryjno-stylizacyjne - w regularnych odstępach czasu słyszę pomruki pt. i po co było tyle czekać, tyle się nacierpiałaś bez sensu, ale ty jesteś uparta.

Syn nazwał torebkę - buhahaha - Azorkiem.
mamo, mamo, a czy zauważyłaś, że Azorek jakiś taki - buahahaha - przywiązany do ciebie?

zaś Vileda pilnuje nocami torebki.
na każde moje pościelowe drgnienie, dźwiga czujnie łepetynę i wbija wzrok w osprzęt.
czekam tylko, kiedy ją podkusi, by drapnąć w torebusię pazurem.

niedziela, 19 sierpnia 2012

[853].

jakieś pięć lat temu poznałam Go przez moją serdeczną kumpelę. przyjaźnili się.
czarujący, zdolny, rozedrgany, skupiony na sobie.
dandys. artysta.

z daleka widzę Jego działania w mediach.
pracowicie buduje swój wizerunek będąc i bywając.
robi wokół siebie wiele szumu, co ważniejsze - robi go umiejętnie.
choć nie śledzę Jego życia zawodowego, zauważyłam Go w reklamach PKO BP.
nie sposób było przeoczyć w sieci wywiady z Nim, gdy zamieścił przed siedzibą jakiejś telewizji swoje gigantyczne - dosłownie gigantyczne - curriculum vitae.
głośno było też o Jego pomyśle na film z Lady Gagą.
a teraz realizuje swój nowy projekt.

proszę Czytaczy, poznajcie Państwo talk-show 20m² Łukasza Łukasza Jakóbiaka.
(i pomyśleć, że to dopiero początki Jego kariery!)

jak pewnie pamiętacie, nie mam w domu telewizji - oglądanie nabzdyczonych gadających głów nudzi mnie.
z dużą rezerwą podeszłam do programu Łukasza.
bałam się rozczarowania. bałam się, że powieli schemat innych programów tego typu - wymuszony luz i wesołkowatość, durne i jadowite chichoty, bratanie się z widzem i gośćmi.
przeżyłam wspaniałe, wspaniałe, wspaniałe po wielokroć rozczarowanie!
20m² Łukasza jest jednym talk - show z którym mam i chcę mieć kontakt.
co więcej - z przyjemnością wracam do wcześniej obejrzanych odcinków.

tytuł programu nawiązuje do metrażu kawalerki Łukasza.
program ma ascetyczną formę zwyczajnej rozmowy, czym doskonale wydobywa osobowości zaproszonych.
a w schemacie programu wyczuwam zgrabne nawiązanie do kwestionariusza Prousta.
Łukasz w roli gospodarza (dosłownie!) programu - perfekcyjny. doskonale wygląda. mówi niewiele, ale z sensem. jest ujmująco grzeczny i kulturalny, a jednocześnie - całkowicie naturalny.

wywiad z Najsztubem przesłuchałam dziś trzy razy pod rząd. jest znakomity.
odcinek z Diablo Włodarczykiem - świetny. wzruszający i śmieszny.
znakomite są odcinki z Anną Guzik, z Iwoną Węgrowską, Izą Kuną.
odcinek z Aleksandrą Kwaśniewską - absolutnie czarujący.
odcinki z Jacykowem, Madoxem (już wiem kto zacz!) - zdumiewające.
a odcinków jest o wiele więcej.

polecam serdecznie!

***

a co u śfinki?
nudy!
sami widzicie - po prostu nie ma o czym chrumkać.

sobota, 18 sierpnia 2012

[852].




obejrzał, zasępił się.
- bolało montowanie?
- nie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. głównie pamiętam nierzeczywistą ulgę.
- nie? - spojrzał z niedowierzaniem.
- nie. - powtórzyłam. i dodałam - jak wkładają rurkę, znieczulają aerozolem i maścią.
- to dobrze, bo martwiłem się, że bolało, że mogłaś cierpieć.
cisza.
słychać terkot szarych komórek.
- gdzie dokładnie kończy się rurka?
- w cipce jest otworek do sikania, czyli taki, który prowadzi do pęcherza.
- a, czyli chłopak miałby tę rurkę w siusiaku?
- tak.
zamyślił się.
- w sumie fajnie, od teraz nie musisz już spieszyć się do toalety.

***

wciąż wracam myślami do wczorajszych rozmów z Niemężem, Babcią B.
właściwie - do Ich monologów przerywanych moim chlipaniem.

moje podsumowanie jest następujące: może idzie ku lepszemu, może idzie ku gorszemu - nie ma nad czym się zastanawiać - nie mam na nic bezpośredniego przełożenia, będzie co ma być.
najważniejsze: jestem niesamowitą szczęściarą.
mam super rodzinę, bliskich.
jest mi wspaniale.
mam moc.

chrum!
chrum!
chrum!

piątek, 17 sierpnia 2012

[851].

ostatnia noc przechodzi do historii.

debilnie bohatersko wytrzymałam do rana.
po dziewiątej zadzwoniłam do Ulubionego Doktorka, wydał instrukcje działania.
Niemąż zawiózł mnie do szpitala.



a teraz leżę w swoim łóżeczku, łuskam pestki słonecznika, piję sok aloesowy.
bo oczywiście jest już lepiej.
a jutro będzie jeszcze lepiej!
a może nawet bardzo dobrze?

***

zapomniałabym.



tak, tak właśnie jest.
mam torebkę!

czwartek, 16 sierpnia 2012

[850].



staram się kontrolować co jem.
czytam więc uważnie informacje o zawartości, pochodzeniu, dacie produkcji; szukam terminu przydatności do spożycia, podstępnie robię dziurki w folii i na nos sprawdzam świeżość surowego mięsa, przebieram owoce i warzywa - unikając tych konfekcjonowanych, nie kupuję jedzenia lajt, unikam półproduktów, wybieram jaja "0", staram się kupować polskie artykuły itede itepe.

w dziale wędliniarsko-mięsnym spędzam godziny na sylabizowaniu rozmazanych etykiet, ponieważ żyję nadzieją, że któregoś dnia, ku mojemu zdumieniu, wśród osiemdziesięcio - dziewięćdziesięcioprocentowych kiełbas, szynek i pasztetów znajdę stuprocentową wędlinę.
jak na razie nie znalazłam, ale kto wie, może kiedyś...

niedawno kupowałam mielone indycze mięso do spaghetti.
odruchowo przeczytałam etykietę.
i tu - zdumienie!
mielone mięso nie zawiera w stu procentach mięsa!!!
rzutem na taśmę sprawdziłam naklejki na mielonym wieprzowym, wieprzowo-wołowym i wołowym.
polecam tę lekturę i Wam.

***

i na koniec - słowo komentarza od Niemęża podsumowujące moje dotychczasowe zmagania z rzeczywistością.
i kilka zdań ode mnie.
w trakcie naświetlań i bezpośrednio po naświetlaniach miałam bolesne i uciążliwe kłopoty z jelitami i pęcherzem; stopniowo jednak dolegliwości malały. myślałam, że powoli całkowicie ustąpią.
nie spodziewałam się, że raptem może być o wiele, wiele, wiele gorzej niż kiedykolwiek wcześniej.
nie spodziewałam się, że tyle czasu po zakończonych naświetlaniach może pojawić się aż tak rozwścieczona choroba popromienna.

chciałam Wam jednocześnie powiedzieć, że z każdym dniem jest ciut lepiej.
co prawda nadal przesypiam większą część dnia, bo jeszcze nie wyregulowałam się z lekami przeciwbólowymi, ale dziś, na przykład, ani razu mnie nie zemdliło.
bardzo Wam dziękuję za słowa wsparcia, za modlitwy, serdeczność, którą mnie obdarzacie.
gdy czuję się źle, niewiele piszę, ale wiedzcie, że wiem, pamiętam, że jesteście i o mnie myślicie. o mnie i o innych takich zdechlakach jak ja.
dziękuję.

dobranoc, kolorowych snów!

środa, 15 sierpnia 2012

[849].

zwiększyłam Oxycontin do 80 mg na dobę, bolicoś już prawie - prawie nie boli.
może nie trzeba będzie dokładać doraźnie Sevredolu?

***

więc u nas w sumie wszystko dobrze.
trwamy wtuleni w siebie.
głowa przy głowie, dłoń w dłoni.
niezwykle krucha równowaga, ale jest.

a co u Was słychać dobrego?

wtorek, 14 sierpnia 2012

[848].

taka właśnie jestem.
czekam, aż mię minie.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

[847].

co jakiś czas ględzę Wam o badaniu się, czyli o dbaniu o siebie.
dziś będzie znowu ten dzień.

miłe Czytaczki, mili Czytacze,
jeśli coś Was niepokoi, boli, dokucza - nie czekajcie, aż dolegliwości miną same - idźcie do specjalisty, ponieważ odwlekanie wizyty u lekarza nie rozwiąże samoistnie problemu.
ponadto przypominam o istnieniu badań kontrolnych, czyli: kontaktujemy się ze służbą zdrowia nie tylko wtedy, gdy już coś nas boli. działamy również prewencyjnie oraz zwiadowczo.
dodam, że dbanie o zdrowie nie jest fanaberią ani nie świadczy o hipochondrii.

a teraz pytania pomocnicze do spowiedzi.
kiedy byłyście na cytologii? a na mammografii? czy pamiętacie, aby sprawdzać sobie piersi? wiecie, jak to robić?
co ze zleconymi gastroskopiami, kolonoskopiami? dyskretnie zgubiliście skierowania?
kiedy ostatni raz robiliście badanie krwi? a badaliście, ile macie "złego" cholesterolu?
kiedy badaliście mocz?
jak się miewa prostata?
byliście z "podejrzanymi" pieprzykami u dermatologa?
zęby połatane?
kiedy byliście u okulisty? nosicie przepisane okulary?
przestrzegacie, choć trochę, diety?


niedziela, 12 sierpnia 2012

[846].

ja: Zu Mo Ka To To Ka albo Mi Ri Do Ari Chi Ka 

***

Niemąż wyprowadził mnie dziś na dwugodzinny spacer na grzyby.
pełzłam opakowana szczelnie w bluzy i kurtki, kaptur na głowie, noga w getrach, powolutku, nawadniając kubkotermosem moją suchą chudość.
z ogromnym trudem, ale dałam radę.
było wspaniale!
zebraliśmy garść kurek, znaleźliśmy potężny kopiec mrówek, lisią norę, a przy niej - duużo ptasich piór. ponadto widzieliśmy: dużego granatowego żuka ( - mamo, on wygląda jak żółwik!) oraz zielono-brązową żabkę ( - nie idźcie tędy, ona tu gdzieś skoczyła, żebyście jej nie podeptali, ja was proszę).

trzydzieści miligramów oxycodonu na dobę, NO-SPA co sześć godzin, morfina w razie potrzeby "na ząb" (a właściwie - pod język) oraz kilka innych leków regulujących i wspomagających działanie naświetlonych części ciała czynią cuda - jestem w stanie funkcjonować.

- mamo, jak ja lubię, gdy się śmiejesz!

sobota, 11 sierpnia 2012

[845].

od:
Joanna


                                                    do:
                                                    Radek
                                                    sala nr 6, V piętro


cześć Radku :)

przyjaciel poprosił, żebym napisała do Ciebie list na blogu.
nie znamy się, więc list będzie bardzo ogólny.
mam nadzieję, że się nie pogniewasz - będę się do Ciebie zwracała bezpośrednio, mimo że dzieli nas pokolenie - masz siedemnaście lat, a ja - trzydzieści sześć.

zaczynamy!

słyszałam, że walczysz. super!
czy wiesz, że każda chwila spędzona szpitalu przybliża Cię do wyjścia z niego?
chodzi mi o to, że im więcej czasu spędzasz na leczeniu, tym bliższe jest zaleczenie.
fajne, prawda?

a czy zastanawiałeś się nad tym dlaczego zachorowałeś?
wiele razy szukałam odpowiedzi na pytanie dlaczego akurat ja jestem chora.
doszłam do wniosku, że nie istnieje na to pytanie właściwa odpowiedź. tak miało być. i już.
ale kto wie... może właśnie Ty zostaniesz polskim Oscarem Pistoriusem?

niewiele osób wie o tym, że choroba otwiera ciekawe możliwości życiowe.
a dokładniej: choroba zmienia te możliwości.
jeśli bylibyśmy zdrowi, nasze życie byłoby pewnie tak zwyczajne, jak innych zdrowych.
ale nie jesteśmy i nie będziemy, więc nie ma nad czym się zastanawiać.
czyli: jesteśmy chorzy, więc musimy ułożyć sobie zwyczajne, normalne życie... z chorobą.
to takie wyzwanie, szczyt do zdobycia.

a propos: kilka dni temu otrzymałam esemesa od serdecznej znajomej.
napisała, że jest właśnie wysoko w Tatrach na szlaku i właśnie poznała wysportowanego, przystojnego i atrakcyjnego mężczyznę. pan - mimo braku nogi - promieniował radością i energią, był zabawny i czarujący.

Radku,
chciałam Ci napisać, że życie z chorobą jest inne od życia bez choroby.
ale to nie znaczy, że jest gorsze albo złe!
przede wszystkim życie z chorobą jest inne - głównie bardziej skomplikowane.
ale popatrz na niektórych zdrowych: bez choroby mają nieźle skomplikowane życie, zauważyłeś to?

a jeśli będziesz miał czas i ochotę, przeczytaj ten artykuł. jest o pani, która ma córkę z zespołem Downa, ale postanowiła, że córka będzie wiodła zwyczajne życie; tak normalne jak tylko się da.

a teraz: dobranoc.
mam nadzieję, że nie zanudziłam Cię moim listem.
dopiszę jeszcze coś oczywistego: podziwiam Cię bardzo, Twoją waleczność i siłę.
walcz dalej.
trzymaj się.
czekam na dalsze wieści od Ciebie.






                                                                    pozdrawiam bardzo serdecznie,
                                                                    Joanna

piątek, 10 sierpnia 2012

[844].

brak kontroli nad własnym ciałem doprowadza mnie do rozpaczy.
walka z jedzeniem, trawieniem, defekacją, mikcją - wkurwia do łez.
ból, bezradność, cierpienie upokarzają i niszczą.

dzięki bezgranicznej determinacji Niemęża w opiece nade mną, dzięki poradom mojej Mamy, udało się - oto podnoszę się z nieplanowanej podróży do krańców wytrzymałości.

udało się.
udało się.

***

zwiększyłam dawkę oxycodonu do 30 mg.
a Ulubiony Doktorek dał dziś skierowanie na PET.

bitwa trwa.

czwartek, 9 sierpnia 2012

[843].

20 mg oxycodonu na dobę to jednak za mało żeby nie czuć bólu - cały czas muszę doraźnie co kilka godzin niwelować ból tabletką pod język.
całodobowa senność, czyli główny skutek uboczny morfiny, prawie już ustąpiła.
nad poprawą samopoczucia układu pokarmowego pracuje Niemąż - karmiąc przepiórczymi jajami po wiedeńsku oraz pojąc płynnym glutem z siemienia lnianego.
inne słabo działające układy wymagają konsultacji z ludźmi w białych fartuchach, czym zajmę się w następnym odcinku, czyli jutro.

podsumowując:
postanowiłam tydzień temu, że w tydzień się ogarnę i wstanę.
dziś postanowiłam, że uda się słowa dotrzymać.

***

środa, 8 sierpnia 2012

[842].

***

zrobiłam rezonans kręgosłupa.
nie ma przerzutów.

wtorek, 7 sierpnia 2012

[841].

zwiększyłam dawkę oxycodonu do 20 mg na dobę.

***

dopytałam się w Centrum Onkologii, czy istniałaby możliwość dosmażenia się.
nic z tego.
dalsze smażenie nie jest możliwe, bo dziurę bym w sobie wypaliła.

po wizycie u lekarza, pojechaliśmy do suszarni.
uwielbiam palmiarnię na Białym Kamieniu.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

[840].

nadal śpię bez umiaru.
dom pogrąża się w chaosie.
kwiaty nie podlane, pranie nie wstawione, obiadów nie mam siły robić.

a propos obiadów:
mąż wraca z pracy do domu i pyta żonę:
- co dziś na obiad?
- NIC!
- JAK TO NIC? WCZORAJ NIC i DZISIAJ NIC??!!!
- tak, bo ugotowałam na dwa dni.


***

i słowa komentarza od Niemęża.


jak może pamiętacie, uwielbiam świnki.
moje alter ego.
te są przesłodkie.


***

a teraz wracam spać.

niedziela, 5 sierpnia 2012

[839].

Niemąż - pod pozorem konieczności kupienia sobie koszuli - wyprowadził mnie popołudniu na dwór.
dostałam piękną pomarańczową chustę z chwościkami i piaskowe sindbadki.

***

przeczytałam dziś Synowi na dobranoc pierwszy rozdział Pippi Pończoszanki.
książka o dziewczynce, której zmarła mama i zaginął na morzu tato nie jest, zdaje się, stosowną lekturą w tym czasie.

***

po czterech dniach brania oxycodonu stwierdzam, że dawka 10mg nie działa na mój ból - muszę poprawiać tabletkami z morfiną.

irytuje mnie senność, którą wywołują te leki.
no nic, podobno to minie.

a tymczasem wracam spać.

sobota, 4 sierpnia 2012

[838].

kilka słów komentarza od Niemęża.







wracam spać.

piątek, 3 sierpnia 2012

[837].

z lubością patrzę na nich.
jak jedzą, piją.
jak są.
pogodni, energiczni, troskliwi, silni.
wsysam ich życia.

***

rozgrzany zabawą Syn przybiega do łóżka.
- mamuniu słyszałem. ty płaczesz?
kładzie się koło mnie, chwyta łapką moją dłoń i szepcze mamuniu kocham cię, kocham cię bardzo, nie płacz, wszystko będzie dobrze.
a potem, jeśli jestem w stanie słuchać, snuje wymyślone historie.
przytulam się do Niego, wącham i gładzę Go, słucham bicia serca, przyglądam się mimice, gestom.
wyczuwam tuż pod powierzchnią jędrnej, lekko spoconej skóry krążące pytania, zdumienia, olśnienia.
Jego ciało tętni życiem, radością, ciekawością.

***

jest bardzo byle jak.
postawiłam sobie granicę - tydzień.
muszę się odłapać do piątku.

czwartek, 2 sierpnia 2012

[836].

rano byłam w szpitalu na morfologii, popołudniu pojechaliśmy do Ulubionego Doktorka.

***

chciałabym kupić sobie paczkę LEGO - okien i drzwi. przydałyby mi się do budowania miasteczek.
chciałabym pójść do kina na Romana Barbarzyńcę i na Meridę Waleczną.
chciałabym pojechać jeszcze w tym miesiącu nad morze, a na jesieni - w Tatry. i do duńskiego Legolandu.
chciałabym przemalować na biało - granatowo kuchnię.
chciałabym wziąć drugiego kota, żeby Viledzie było weselej.

środa, 1 sierpnia 2012

[835].

dziś rocznica Powstania.

obejrzyjcie film Powstanie w bluzce w kwiatki
i przeczytajcie ten artykuł.


Obchody rocznicy Powstania Warszawskiego? "Bez elementarnej wrażliwości. To żenujące"
- To, co się wyrabia wokół rocznicy Powstania Warszawskiego, przekroczyło granicę dobrego smaku. Dzieci dzisiaj są gotowe myśleć, że to było wielkie zwycięstwo, nie są w ogóle uczone wrażliwości na tragedię śmierci - twierdzi prof. Jan Hartman. Zdaniem etyka dzisiaj nauczanie naszej historii zostało zawłaszczone przez jeden światopogląd.
Dzisiaj mija 68. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. W ramach jej obchodów, jak już niemal co roku, zaplanowano w Warszawie koncert, wystawy, spektakle oraz oficjalne uroczystości państwowe. Zapytaliśmy prof. Jana Hartmana, czy jego zdaniem taki sposób uczczenia tamtych wydarzeń jest odpowiedni oraz czy dzisiejsze rozmowy o naszej przeszłości odpowiednio przypominają o tragicznych wydarzeniach naszej historii.

Piotr Markiewicz: Mija kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Jak co roku czekają nas duże obchody: koncert, wernisaże... Czemu tak hucznie co roku wspominamy tę datę?

Prof. Jan Hartman, etyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego: Każdy naród, zwłaszcza we wczesnym etapie budowania tożsamości narodowej, odwołuje się do zmitologizowanej własnej historii. Kreuje własne legendy i pewną aurę emocjonalną wokół kluczowych jej wydarzeń. Jak to jest naród silny, zwycięski i agresywny, to ma do dyspozycji głównie zwycięstwa. Natomiast jak to jest naród mniejszy, który zwykle wojny z sąsiadami przegrywał, a na niepodległość czekał długo, to w jego historii dominują porażki aspiracji narodowych.

Każdy naród kreuje swoją mitologię narodową z tego, co ma, a akurat Polska i Polacy należą do narodów, które raczej przegrywały wojny, a ich państwo narodowe powstało dopiero w XX wieku. Przez cały XIX wiek elity polskie o takie państwo narodowe walczyły, ale zabiegały o jego powstanie bezskutecznie, dlatego nasza mitologia narodowotwórcza jest osnuta wokół porażek. To jednak nie ma nic wspólnego z wiedzą historyczną - to proces mentalny budowania pierwotnej świadomości narodowej.

Dlaczego więc obchody rocznicy 1 sierpnia są oczywistością, a jakoś chociażby 4 czerwca nie może przebić się do świadomości?

- Budowanie mitologii narodowej i publicznego oraz państwowego rytuału wokół wydarzeń historycznych jest specjalnością prawicy, ruchów politycznych mentalnie zakorzenionych w XIX wieku, a więc w epoce kreowania świadomości narodowej środkami symbolicznymi. Społeczeństwo liberalne nie ma takiej silnej potrzeby budowania aury mitycznej wokół wydarzeń historycznych, a przecież 4 czerwca to data zwycięstwa państwa liberalnego. Taką potrzebę ma natomiast właśnie prawica. Państwa zaś chętnie korzystają z tego zapału prawicy, aby wypełnić deficyt symboliczny, który towarzyszy państwom liberalnym.

Jeśli chodzi o rocznicę 1 sierpnia, to niesmak budzi sposób, w jaki powstanie jest propagandowo opracowywane przez ostatnie kilkanaście lat. Tamto wydarzenie było przede wszystkim straszliwą tragedią, a tymczasem jego potworność, związana ze śmiercią ponad 200 tys. ludzi, jest zupełnie przesłonięta przez retorykę chluby i dumy. Nie ma żadnych wątpliwości, że Powstanie Warszawskie, niezależnie od oceny decyzji o jego wybuchu, było straszliwą tragedią i straszliwą klęską. Rację miał minister Sikorski, gdy o tym napisał Tweet. A ten, kto śmie mówić o ludziach przypominających o tragiczności śmierci tamtych 200 tys. istnień, że mówią rzecz niegodną, że są wrogami Polski i polskości; ten, kto próbuje atakować kogoś, kto mówi prawdę, wystawia sobie świadectwo kłamcy i hipokryty.

Minister Sikorski powiedział rzecz banalną i oczywistą - że tamto wydarzenie było tragedią. A to, że był za to później atakowany, świadczy o tym, że temat 1 sierpnia jest zawłaszczony przez chorą propagandę, która nienawidzi prawdy i nie ma nawet intencji stawiać tę sprawę na gruncie etycznym. A na gruncie etycznym na czoło sprawy Powstania Warszawskiego wybija się właśnie śmierć 200 tys. ludzi. Wszystko inne - dyskusje nt. celowości powstania, jego skutków moralnych - to wszystko jest dalej, to wszystko musi być w tle.

Dla człowieka etycznego, który ma jakąkolwiek wrażliwość, tego rodzaju wydarzenie historyczne jest istotne przez skalę nieszczęścia, które się wydarzyło. Kto sprawę śmierci 200 tys. ludzi stawia gdzieś w tle i opowiada o "duchu narodu", ten wykazuje się chorobliwym brakiem wrażliwości.

Mamy szukać wydarzeń w historii, którymi trzeba się cieszyć?

- Historia nie jest do tego, żeby się nią cieszyć, lecz żeby pamiętać o ludziach, rozumieć swoją przeszłość i siebie w kontekście tej właśnie przeszłości. My się nie mamy cieszyć historią, my mamy ją poznawać. Niestety, w takich miejscach jak szkoły historia jest zawłaszczona przez propagandę państwową - państwo nie umie uczyć historii, i tak się dzieje we wszystkich krajach. Zestawienie i interpretacje wydarzeń historycznych nawet w szkołach krajów ze sobą sąsiadujących jest porażające. To zupełnie inna historia.

Jedyny sposób, który mamy, żeby troszeczkę zneutralizować niebezpieczeństwo brutalnego zakłamywania rzeczywistości i dziejów, to odchylenie nauczania szkolnego z historii wojen, dynastii, traktatów w kierunku historii autentycznego życia: obyczajów, stylu życia. Tylko w ten sposób świat szkolnych nauczycieli historii może się obronić przed presją państwa, żeby używać propagandowo lekcji historii.

Co do 1 sierpnia, to to, co się wyrabia wokół Powstania Warszawskiego, przekroczyło granicę dobrego smaku. Dzieci dzisiaj są gotowe myśleć, że to było wielkie zwycięstwo, nie są uczone wrażliwości na tragedię śmierci. Stawia się pomnik dziecku ubranemu w mundur, w hełm, ze zbroją. A przecież jakże straszliwą tragedią jest sytuacja, w której dzieciom daje się broń, żeby zabijały. Tymczasem przedstawia się to jako przykład wielkiego bohaterstwa i odwagi. W swojej istocie to przecież trauma i tragedia.

Sposób, w jaki przedstawia się Powstanie Warszawskie w dyskursie publicznym, jest całkowicie bałamutny. Straciliśmy w przestrzeni publicznej elementarną wrażliwość - przestaliśmy płakać nad śmiercią 200 tys. ludzi. To doprawdy żenujące. 
***

wieczorem zamelduję się z codzienną gawędą.

***



gawęda będzie zwięzła, bo mam nadal słabą formę.

dwie blogoczytaczki, shadow i Panistarsza, zadziałały w zmowie i wepchnęły mnie dziś na wizytę w Centrum Onkologii do poradni przeciwbólowej.
moje miłe Panie, jesteście wspaniałe.
dziękuję Wam za pomoc.


shadow - bardzo podziękuj proszę Twojej Mamie.
shadowowa Mamo, dziękuję raz jeszcze!
jest tak: mam leki na różowe recepty i swojego własnego przeciwbólowego doktora.

teraz muszę zebrać myśli i zastanowić się, co dalej.

poczebuję ogarnąć kilka spraw.
1: nie do końca zgadzam się z zaleceniami doktora Antybóla. zamiast leków przeciwbólowych wolałabym rozkurczowe - po poniedziałkowej nocy w szpitalu wiem, że ból ustępuje po pyralginie, więc po co mi morfina?
2: muszę zapanować nad wymiotami i krwawiącym przewodem pokarmowym z powodu ibuprofenu.
3: muszę znaleźć sposób żywienie się, przy uwzględnieniu diety bezresztkowej i zapierającego  działania tramadolu.
4: muszę się podkarmić. przez upał, dolegliwości bólowe i wiele kłopotów z rurą od jedzenia, znowu schudłam.
przede wszystkim jutro zrobię morfologię - wtedy dowiem się, jak bardzo jestem; wówczas zaplanuję następne kroki.
pewnie będę musiała położyć się do szpitela na dokarmianie.
 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga