środa, 29 lutego 2012

[681]. X dzień radioterapii.

więc walczymy dalej.
dziękuję Wam za wsparcie.
Hledajíc protivníka, stavíme barikády.
Viníme ostatní, sami tak čistí.


(Daniel Landa - Protestsong)

S bezmocí otroků, pouta schovává.
Občan svobodný klopí zrak k zemi.
A ještě pálí jizva krvavá.
Oči se otevíraj s obtížemi.

V zajetí předsudků, láska uvadá.
Hledáme rozdílné, namísto sjednocení.
Vlastní tíha zas na nás dopadá.
Je tolik smutných očí v té naší zemi.

Hledajíc protivníka, stavíme barikády.
Viníme ostatní, sami tak čistí.
Co všechno dáme, za naše kamarády?
Kteří to vlastně jsou? Nejsme si jistí.


Ref: Král je klaun a klaun je králem,
pískot nese se znuděným sálem.
A tak pýcha vládne sama mase, nežijeme.
Přežíváme. Popereme se tu zase.
Ze lva se stal pejsek na řetězu,
slintá, čeká na odměnu od vítězů.

Je všechno v pořádku v tom našem okolí.
Pod teplou peřinou dobře se chrní.
Co bolí druhé, nás přece nebolí.
Tak zbylo z růží už jenom trní.


***

jako powszechnie znana specjalistka ds. ulepszeń, dziś zaproponowałam paniom z Zakładu Radioterapii, że w salach naświetlań do sufitu powinien zostać przytwierdzony telewizor, by leżąc, móc oglądać jakieś miłe bzdury.

inne usprawnienie związane z radioterapią - które wdrożyłam - dotyczy picia.
otóż jak pamiętacie, przed naświetlaniem muszę wypić pół litera, by wypełniony pęcherz odepchnął z pola naświetlania jelita.
robię tak: zajeżdżam do Babci B., która w blokach startowych czeka z wiadrem rosołu/pomidorowej.
piję na akord, oblizuję wąsy i wsiadam do bolida.
trasa do Centrum Onkologii zajmuje mi około czterdziestu minut.
w tym czasie przyroda dokonuje cudu i zamienia zupę w mocz.
upływa czterdzieści minut podróży i loguję się do bazy, gotowa do smażenia, z pełnym zbiornikiem.
przyznacie, że sprytnie to obmyśliłam.

aczkolwiek nie do końca.
nie przewidziałam, że np. wczoraj zepsują się dwa aparaty do naświetlań i trzeba będzie wyczekać w kolejce półtorej godziny z moczem podchodzącym do oczu.
- pani może się wysika? - zaproponował pan-technik-od-aparatu.
- m-m. wytrzymam. - jęknęłam przez zaciśnięte usta.

***

Niemąż powtórzył po raz miliardowy, że jest największym szczęściarzem na świecie i czuje się wygrany, bo ma mnie.
w sumie nic nowego, ale za każdym razem gdy to słyszę, zastanawiam się, czy mówi do mnie i czy nie oszalał.
a On mi wtedy odpowiada: tak, oszalałem. na twoim punkcie.
ech.
oby.

bo rozglądam się dookoła, a tu same chłopy z kryzysem wieku średniego.
jeden - w wypaśnej terenówce, drugi (w domu żona i czwórka dzieci) - zakochany nieprzytomnie w lafiryndzie, trzeci łazi po burdelach, czwartemu odwaliło, że musi być sam, by rozwijać swoje pasje.
ojapierdole, co tu się stało?
czy ludzie dobierają się przypadkowo w pary?
czy może, gdy napotykają na przeszkodę, wolą się cofnąć, niż ją razem przeskoczyć?

wtorek, 28 lutego 2012

[680]. IX dzień radioterapii.

(Tina Charles - I love to love)

***

co ja paczę spod grzywki.

to zdjęcie przy okazji całkiem innej sesji, o której Wam pisałam ostatnio.
fryzura pożyczona od Magdy Prokopowicz, hyhy.

***

dziś: komunikaty techniczne.

1) 1%.
1% na razie Fundacja nie może zbierać.
wg wiedzy, którą dysponuję na dziś, będzie mogła dopiero od listopada.
tego niestety do ubiegłego tygodnia nie wiedzieliśmy - ani Fundacja, ani ja.
w związku z powyższym z żalem i skruchą informuję, że tym, którzy wpisali w PIT-owej rubryczce dane Fundacji, Urząd Skarbowy odeśle PIT-a do poprawienia.
przepraszam za zamieszanie.

2) nieustannie zbieram poprzez Fundację fundusze na leczenie.
przeznaczę je na kolejną porcję japońskich tabletek TS-1.
jeśli macie nadliczbowe dwa złote, proszę Was o wpłatę na konto Fundacji, z zaznaczeniem, że to dla mnie.
na mojej stronie nie ma już numeru konta Fundacji, ponieważ w myśl zawiłych interpretacji skarbowo-prawnych, jest to nieprawilne.
numer konta znajdziecie na stronie Fundacji Rak'n'roll.
z góry dziękuję za każdą wpłatę.

3) krem na smażalnię.
czy możecie wypowiedzieć się, czym najlepiej smarować poparzenia od radioterapii?
czytałam o kremach: Radiosun, Aquastop Radioterapia oraz o maściach na bazie witaminy E.
proszę o podzielenie się wiedzą.
dziękuję!

na razie poparzeń nie mam, ale czuję, że zbliżam się do granicy wytrzymałości skóry.
lada chwila i pęknie ze świstem. 

poniedziałek, 27 lutego 2012

[679]. VIII dzień radioterapii.


(Pablopavo i Ludziki - Stój głuptasie)

Stój głuptasie, czy nie widzisz, że cię kocham?
To co mówiłem, no to wiesz, wszystko na pokaz.. tak!
Chłopaki mówią, żebym uważał na serce
Jego połowa jest już w twojej torebce.

Wiesz jak było, ja mówię prawdę
Ty jesteś ponad wszystkie sprawy ważne
A kilka słów za dużo i takie halo
na dobrą sprawę przecież nic się nie stało
Nic się nie stało! nie! i wiemy to oboje
Ty sobie pójdziesz no a ja tutaj postoję
Później do domu, żeby czekać na telefon
Ja mam żelazne nerwy dzięki Tobie poniekąd.
A cierpliwości mam tyle, ile trzeba,
Żeby spokojnie tutaj siedzieć i się nie bać,
Minuty lecą, godziny płyną,
Ja wierzę w twój rozsądek dziewczyno.

Stój głuptasie, czy nie widzisz, że cię kocham? Ej!
To co mówiłem, no to wiesz, wszystko na pokaz. Tak!
Chłopaki mówią, żebym uważał na serce
Jego połowa jest już w twojej torebce.


u nas w sobotę było odwrotnie :>

***

starszy pan po tracheotomii świszczy złowrogo niczym Lord Vader.
- a był ktoś dziś u ciebie, tato? - mówi spłoszona szczupła blondynka o niebieskich oczach, żałosnych niczym rozdeptane niezapominajki.
obserwuję ją kątem oka, jej mowę ciała, skupienie, oddanie.
przysiadła na brzegu krzesełka, wpatruje się w niego z przejęciem.
splata i rozplata nerwowo palce.
tato siedzi nieruchomo, szczelnie zawinięty w kokon szlafroka, intensywnie wpatruje się w basen z żółwiami.
i świszczy.
- a lekarz coś mówił? - blondynka podejmuje kolejną próbę.
świszczenie nasila się.
- dobrze, już dobrze, pójdziemy po naświetlaniu na górę, popiszemy, nie denerwuj się.

pan na łóżku też czeka na naświetlanie.
popatruje na panią, leciutko się uśmiecha.
a ona stoi przy nim, głaszcze go po policzku, trzyma jego dłoń, otula mu stopy kołderką.

koło rejestracji usiadła pani naburmuszona.
dziś również jest naburmuszona.
ma brzydką perukę i złe spojrzenie.
opowiada drugiej pani w peruce, że co tydzień od tych naświetlań tracę czterdzieści pięć de-ka-gra-mów, czy pani to rozumie? - dramatycznym crescendo podkreśla po-wagę sytuacji.

pan bez lewego oka i kości policzkowej, ogląda ze mną karmienie rybek.
pan karmiący chętnie udziela nam informacji, jak która ryba/ślimak/krewetka się nazywają.

gruby pan na wózku, z wenflonem w pulchnej, przezroczystej dłoni i o uśmiechu szelmy, manewruje nieporadnie wózkiem.
przy basenie żółwi jest niewielki cokół, jedno koło niefortunnie skręciło.
- pomogę. - proponuję.
- co mam zrobić? - pytam.
- na rybki bym popatrzył, ale coś nie daję rady.
w życiu nie pchałam wózka, a proszę - to takie łatwe.
popycham wózek grubego pana bliżej akwarium.

i tak tu sobie czekamy.
każdy z innego świata, połączeni wspólnym problemem.

niedziela, 26 lutego 2012

[678].

(Mesajah - Każdego dnia)
gdy odrosną mi włosy, zrobię z nich dredy.
(w sierpniu 2011 mało brakowało, a miałabym dredy, ale naszła łysość po Irinotekanie).

***

gramy w szachy.
- mamo, jestem ruszony, teraz ty.
albo:
- czy dobrze pamiętam, że koń bije na zakręcie?
albo:
- ja tylko na próbę tu stanąłem. zastanawiam się, czy warto.
jak sądzisz?


***

na życzenie Owcy, dziś wystąpi Vileda, zwana przez Syna Fał-ledą.
- czy mogę pomemłać kabelek od ładowarki?

- uważam, że mogę.
nie, nie uważam, ja WIEM.

- a może rozszarpawszy krówkę w papierku?

- pachnie smacznie.

- zabrałaś krówkę.
i ładowarkę.
nie-na-wi-dzę-cię.

***

byliśmy na Gwiezdnych Wojnach - Mroczne Widmo w 3D.
Syn przezachwycony.
boziuniu, daj pamięć i wytrwałość, bym spamiętała bohaterów, ich proweniencje, relacje, koligacje, animozje oraz aparycje.
bo dziś był dzień mojej inicjacji Starłorsowej.
nic nigdy wcześniej nie ten-tego.
mózg mi dymi.

sobota, 25 lutego 2012

[677].


(Daniel Landa - Jó, ulice!)
udany pogrzeb, przyznacie?

***

Zbigniew Herbert - Brewiarz (Panie wiem że dni moje są policzone)
Panie
wiem ze dni moje są policzone
zostało ich niewiele
Tyle żebym jeszcze zdążył zebrać piasek
którym przykryją mi twarz

nie zdążę już
zadośćuczynić skrzywdzonym
ani przeprosić tych wszystkich
którym wyrządziłem zło
dlatego smutna jest moja dusza

życie moje
powinno zatoczyć koło
zamknąć się jak dobrze skomponowana sonata
a teraz widzę dokładnie
na moment przed codą
porwane akordy
źle zestawione kolory i słowa
jazgot dysonans
języki chaosu

dlaczego
życie moje
nie było jak kręgi na wodzie
obudzonym w nieskończonych głębiach
początkiem który rośnie
układa się w słoje stopnie fałdy
by skonać spokojnie
u twoich nieodgadnionych kolan


***

byliśmy w ZOO.
dawno tyle nie spacerowałam.
zmęczyłam się.
świeżym powietrzem.
chodzeniem.
bezradnością zwierząt.
swoją.

Giancarlo, wracając do auta, przemówił tymi słowy: nie mogę uwierzyć w swoje szczęście, że byliśmy razem w ZOO.
mamo, to była cudowna wycieczka.


ech, Synu...

piątek, 24 lutego 2012

[676]. VII dzień radioterapii.


(Tony Bennett i Lady Gaga - The lady is a tramp)

***

sunę na smażalnię, pęcherz trzeszczy w szwach, oko mam przekrwione z wysiłku, by się niekontrolowanie nie wysikać gdzieniebądź, a tu, w poczekalni siedzi Ona.
zgrabna nastolatka.
w kurteczce Norfejsa wygląda na turystkę.
czyta książkę na e-czyczymśtam.
widzi mnie, wstaje i buzi-buzi, czekałam na ciebie.
Panistarsza!!!

więc wielbię internet.
wielbię.
za Zimno, Xenę, Lumpiatą, dwie Marianny, Zazie, (Anięha, Marciochę i Polę też!), Gab z A., Ingrid, Syd, Zorkę, Li, Kota z rodziną, Wodę, Zuzankę, Palacza Zwłok, Owcę i tysiąc pińcet innych wspaniałych ludzi, których poznałam - bezpośrednio i netowo - odkąd prowadzę blogi.
internecie, loffff!

***

- mamo, dotknij jaki mam gruby brzuszek. sprawdź, jak dużo zjadłem u Babci B.
dotykam.
- a ja mogę dotknąć twojego? - pyta Syn.
- możesz.
- oo, ładna chudzinka jesteś.
spacja. oddech. namysł.
puenta: wiesz, wyglądasz jakby ci oprócz żołądka piersi obcięli, taka płaska jesteś.

a pani brafiterka dopasowała mi biustonosz 65 C.
chyba powinnam go zacząć nosić, fachowo nagarniając skórę z pleców do miseczek stanika.
hm.

czwartek, 23 lutego 2012

[675]. VI dzień radioterapii.

fot. Piotr Knap
(La Lupe - Puro teatro)

***

- jak się pani czuje po prawie tygodniu naświetlań? - zapytała się dziś dr Staniaszek, moja pani doktor od radioterapii.
- od dwóch lat z każdym dniem lepiej!

i tego się trzymam.
kurczowo.

***

odebrałam z Fundacji lekarstwo wspomagające układ immunologiczny.
jeśli wierzyć załączonemu folderowi, najmarniej za trzy dni będę całkowicie zdrowa.
***

oczekując na naświetlania czytam Travelera.
lutowy numer poświęcony jest najpiękniejszym wyspom świata.
znalezione na fb
od kilku lat chcę pojechać na Malediwy.
muszę zobaczyć, jak tam jest.
powąchać powietrze, poczuć pod stopami wodę, plażę.
muszę i już.


a jakie są Wasze wymarzone miejsca, które chcielibyście odwiedzić?

środa, 22 lutego 2012

[674]. V dzień radioterapii.

(Joao Gilberto - 'S wonderful)

***

smażę się nadal.
u żółwi nuuudy.
ale jest jeszcze akwarium - dziś glonojady czyściły liście.

prócz zmęczenia, doszła lekka dezorientacja układu pokarmowego - muszę opracować mapę knajp z miłymi ubikacjami.
trochę też - jak żabę w niewybrednym dowcipie - jebie mnie coś w stawie.
biodrowym.

poza tym - jest super.
z zachwytem skaczę między rozmiękniętymi psimi kupami, kałużami i zamarzniętym lodem.
czuć już, że nadchodzi wiosna.
rano ptaki cudnie śpiewały, a w nocy koty się marcowały.


***

Syn oddał mi swoją skarbonkę z pieniędzmi.
od dziś mogę nią dowolnie dysponować.
uzyskałam pozwolenie na zakup klocków LEGO, jedzenia dla kocicy - Viledzicy oraz na zakup leków dla siebie.

***

uczestniczyłam dziś z Magdą Prokopowicz w robieniu reklam do kampanii 1% dla Fundacji Rak'N'Roll.
ciekawa jestem, jakie będą Wasze wrażenia, gdy ujrzycie nas na billboardach czy w spotach.
ha!

wtorek, 21 lutego 2012

[673]. IV dzień radioterapii.

(Łąki Łan - Patyczaki)

Pewnego razu, razu pewnego
Dojszłem plejsa wypatyczonego
Napatoczyłem się na patyczaki
I potoczyłem się za nimi w krzaki
Patrzę, a tam - patyczaków paczka
Raczy się hucznie ponczem z maślaczka
Proszę, proszę, wypasik pierwsza klasa
Więc to tak się nosi patyczaków rasa
Ja takiej biby nigdy nie przepaszczę
I zrazu w ponczu swą umoczę paszczę
Ale było klawo, ale była draka
Przekażmy sobie znaka patyczaka

Bo dla mnie nie jest istotne czy
Patyczaki to czy choćby ćmy
Tyci to munia czy juba dżdżowa
Byle by biba była bombowa
Bo dla mnie nie jest istotne czy
Patyczaki to czy choćby ćmy
Tyci to munia czy juba dżdżowa
Byle by biba była bombowa

Bo bombowa bywa nie byle biba
Bombowa biba no ba
Bombowa biba no ba

Pamiętam, kiedyś, gdy ściemniło się
Spotkałem bardzo dziwną ćmę
Zaciekawiony tym dokąd idzie
Zaciągłem się z nią łydzia w łydzię
Wprost do ciemnogrodu w pytę miacha
Gdzie ćmy ciamkały po nocach ciacha
Słuchajcie dzieci, ściemy nie było
Dopóki słońce nie zaświeciło
Ale ja dzień cały w cieniu przespałem
I w nocy znowu ciacha ciachałem
Bom ja w ciemię bity nie jest
Ciem dobry lot w lot docenię fest
Pługi bugi zatańczymy ze sobą
Jak Ci nie pasi, to pług z Tobą

Bo dla mnie nie jest istotne czy
Patyczaki to czy choćby ćmy
Tyci to munia czy juba dżdżowa
Byle by biba była bombowa
Bo dla mnie nie jest istotne czy
Patyczaki to czy choćby ćmy
Tyci to munia czy juba dżdżowa
Byle by biba była bombowa

Bo bombowa bywa nie byle biba
Bombowa biba no ba
Bombowa biba no ba
Bombowa bywa nie byle biba
Bombowa biba no ba
Bombowa biba no ba

Bom bom bom
Bombowa biba
Bom bom bom
Bombowa biba no ba


***


(dobra, wiem że metodologicznie to liiipa, ale  co tam).

nie rozumiem, nie ogarniam.
ani patyczaków, ani Waszego upodobania do dodawania do bigosu pomidorów.
ani paru innych spraw.

tak więc:
W BIGOSIE
NIE MA
NIGDY POMIDORÓW!!!


TYLKO
W KAPUŚCIE Z POMIDORAMI
SĄ POMIDORY!!!
(marchwi też się nie dodaje, newer!!!)

... że nie wspomnę o innych zdumieniach, zaskoczeniach które mnie spotykają.
ponieważ nie wszystko mam tu na sprzedaż, przytoczę wybrane anegdotki.
pierwsza:
Syn nie dostał piątki z testu z angielskiego, bo nie umiał napisać po angielsku wyrazów, które miał na obrazkach.
... biorąc pod uwagę fakt, że z ledwością pisze po polsku...
khmm...
i druga:
Voldemort procesuje się z komornikiem sądowym w sprawie alimentów, które zostały naliczone przez tegoż komornika dla Giancarla.


cyyyrk!
z patyczakami w pomidorach w roli głównej.

poniedziałek, 20 lutego 2012

[672]. III dzień radioterapii.


(Charlie Winston - I love your smile)
zachwycił mnie obraz, muzyka i słowa.
cudne.

***

samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa - napisał Erich Maria Remarque.

znalezione na fb

kiedy gościłam panią Hannę Bogoryja-Zakrzewską i przygotowywałyśmy się do reportażu, pani Hanna zapytała, czy porozmawiamy w nim o samotności w chorowaniu.
odmówiłam.
bo samotni jesteśmy zawsze, bez względu na stan zdrowia.

choroba samotność uświadamia. uwypukla, wyostrza.
bo, w przeciwieństwie do obowiązków domowych czy zawodowych, nie sposób przerzucić na innych chorowania, leczenia, rekonwalescencji.
nie przeniesie się na innych własnych ograniczeń ciała i emocji.
nie zagłuszy się choroby muzyką, alkoholem czy seksem.

***

dziś w Centrum Onkologii żółwie nadal się napromieniały.
odnoszę wrażenie, że wychodzenie z wody przygnębia je.
gdy wylegują się na kamieniach, wyglądają jakby cierpiały.
gdy pływają, są - dosłownie - w swoim żywiole.
stają się zwinne, szybkie, energiczne.

***

pół godziny przed każdym naświetlaniem muszę wypić pół litra płynu (po to, by wypełniony pęcherz odepchnął z pola naświetlania jelita).
jeżdżę więc z termosikiem.
kupiłam w IKEA kubraczki na picie, żeby mi nie zmarzło, na okoliczność gdybyż azaliż bynajmniej powtórzyły się dwudziestokilkostopniowe mrozy.
urocze, prawda?

niedziela, 19 lutego 2012

[671].

(Orchestral Manoeuvres In The Dark - Enola Gay)
ta piosenka w wykonaniu Pink Bazooka wprawia mnie w doskonały nastrój!
wiele, wiele loffff dla piosenkarki Pink Bazooki :***
jeśli rzucę Niemęża, to dla Ciebie.

***

chwytam chwile.
garść dialogów z dziś.

- Synku, czy spakowałeś plecak na jutro?
- tak. - odpowiadają plecy.
- pokaż mi, jak się spakowałeś.
a mogę za chwilę? bo jestem zajęty. czytam książkę z biblioteki.
- wypożyczyłeś książkę?
- nie, pani bibliotekarka mi dała.
- ale byłeś w bibliotece?
- tak.
- ... czyli wypożyczyłeś.
- no nie wiem, w sumie chyba tak.

***

- mamo, a kim jest paszionistka? - Giancarlo wtargnął do sypialni Babci B., gdzie drzemałam bez czucia, albowiem jelita zostały oszołomione kwintalem żarcia, który udało się Babci w nie wcisnąć.
- chyba faszionistka? - wymamrotałam.
- no tak.
- to taka pani, którą interesują tylko ciuchy i moda.
- acha.
- a gdzie to słowo usłyszałeś?
- w reklamie było powiedziane, że jest w sprzedaży Barbi faszionistka.
o-ja-cie.

***

- mamo, jesteś winna mojej złości. przeproś mnie.- Syn strzela minę z fochem.
- mmmh? - wytrzeszczam zdumione oko.
- bo zezłościłem się na ciebie, gdy mi kazałaś sprzątnąć pokój.
opss.

***

na deser - dzisiejsza rozmowa z Niemężem.
uradowany woła: kochanie, odkryłem czym jest słodki owoc zwycięstwa!
- gratulacje. powiesz coś więcej? - dopytuję zaskoczona.
- to gruszka na wierzbie!
no taak.

sobota, 18 lutego 2012

[670]. II dzień radioterapii.

(z filmu Włóczęgi - Dobranoc, oczka zmruż)
piosenka od Luizy.
dziękuję :*

***

jeżdżenie do Centrum Onkologii przerosło mnie.
jestem nieprzytomna ze zmęczenia.
od wczoraj non-stop śpię.

***

tymczasem dziś rano, w korytarzu Zakładu Radioterapii:
komunikat dla tych, którzy rozważają wrzucenie okruszków bułeczki do wody.
żółwie też się naświetlają.
a ślimak zamknął się w sobie.
idę spać dalej.
pchły na noc.

piątek, 17 lutego 2012

[669]. I dzień radioterapii.

ustalone, zdecydowane.
rozpoczynam radioterapię.

jak policzył dziś rano Giancarlo, jestem wyposażona w piętnaście leków wspomagająco-osłaniających.
zamierzam zmusić moją morfologię do godnego zachowania się.

***

znikam poleżeć na solarium w Centrum Onkologii.
obraz "Danae" z okazji Dnia Kota - z tej www
smażcie się, złośliwe komórki!


witaj, poczekalnio Zakładu Radioterapii.
witajcie, żółwie afrykańskie, niemi sąsiedzi glonojadów.


wrócę, opiszę jak było.


miłego weekendu, Robaczki.

czwartek, 16 lutego 2012

[668].

(Bajm - Co mi Panie dasz)
jest MOOOOC!

***

znacie dowcip, jak ateista przyszedł do raju?
otóż.
pytają się aniołowie św. Piotra, co mają powiedzieć ateiście.
- że mnie nie ma - odparł.

rys.: Raczkowski

***

przez ostatnie dwa lata miałam okazję wielokrotnie analizować ten temat.
informuję: Bóg istnieje.
mnie, chronicznemu niedowiarkowi, nieustannie objawia się poprzez swoje działanie.
nie umiem inaczej wyjaśnić wielu nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, łutów szczęścia, kokonu otaczającej mnie miłości, przyjaźni, życzliwych ludzi.
a może nie potrafię ocenić co się dzieje, bo poprzestawiało mi się pod sufitem od kilkunastu chemioterapii?
łeeee...

***

pojechałam dziś na konsultację do przedsionka czyśćca, Centrum Onkologii na Ursynowie.
umówiłam się na smażenie przerzutów.
zaczynam od jutra, przez czy tygodnie.

na przeciwko Centrum Onkologii mieszka mój serdeczny przyjaciel z życia przed poprzednim życiem.
tu słowo wyjaśnienia:
dwa życia temu miałam pstro w głowie i byłam żoną Pana Maszrumskiego.
potem zrobiłam w balona Pana Maszrumskiego i odeszłam w siną dal, co obydwojgu nam, summa summarum, wyszło na zdrowie (no, może nie całkiem obydwojgu).
więc.
odwiedziwszy Centrum Onkologii, odwiedziłam przyjaciela.
fotografem jest.


(na hasło "Chustka" dostaniecie jakiś rabat.
ja np. dostałam zieloną herbatę i pączka).


fot.: Piotr Knap
słitaśna focia, prawda?

środa, 15 lutego 2012

[667].

(Artur Andrus - Piłem w Spale, spałem w Pile)
to też ładna piosenka na pogrzeb.
tej też się nauczcie.

***

fot.: Studio Vidoq, Karol Tomaszewski

Skakanka - Julian Tuwim

"Żeby kózka nie skakała,
Toby nóżki nie złamała".
Prawda!

Ale gdyby nie skakała,
Toby smutne życie miała.
Prawda?

Bo figlować - bardzo miło,
A bez tego - toby było
Nudno...

Chociaż teraz musi płakać,
Potem będzie znowu skakać!
Trudno!

Więc gdy cię dorośli straszą,
Że tak będzie, jak z tą naszą
Kozą,
Najpierw grzecznie ich wysłuchaj,
Potem powiedz im do ucha
Prozą:

"A ja znam może dwadzieścia innych kózek, co od rana do wieczora skakały i zdrowe są, i wesołe, i nic im się nie stało, i dalej skaczą! Grunt, żeby się nie bać! Tak skakać, żeby nic się nie stało! Bo inaczej, co by za życie było? Prawda?" I skacz, ile ci się podoba. Niech dorośli zobaczą, jak się to robi!


***

a gdybyś jadła workami pestki od jabłka, piła tony przecieru pomidorowego z habanero...
a gdybyś suplementowała się witaminą D, B17...
a gdybyś stosowała terapię Gersona, dietę Budwigowej, wisiała jedną nogą na trapezie...
a gdybyś, gdybyś, gdybyś...


pogadamy inaczej, gdy zachoruje ktoś z Was.
wymądrzać się jest łatwo, szczególnie, gdy jest się zdrowym jak rydz.
gdy się zachoruje, perspektywa diametralnie się zmienia.

pokornieje się.

wtorek, 14 lutego 2012

[666].

(Raz, Dwa, Trzy - Już)
uwielbiam ich lirykę.

zamawiam tę piosenkę na pogrzeb!
(tylko nauczcie się słów, żeby nie było wstydu, że mruczycie coś niezrozumiale pod nosem).

***


- chciałbyś podarować kartkę walentynkową którejś dziewczynie w klasie?
- a po co?
- może któraś ci się spodobała i chcesz jej to wyznać?
- nie, żadna mi się nie podoba prócz ciebie. tylko ty mi się podobasz i tylko ciebie kocham, mamusiu.

***

pewien kotek poszedł na bal karnawałowy.
na początku ganiał z psem husky.


potem siedział w kącie i popłakiwał.

dlaczego?
bo didżej puszczał same rokendrole i nie było muzyki dla dzieci.
bo tylko można było tańczyć i muzyka była za głośna, żeby porozmawiać.
bo bal trwał za długo i kotek tęsknił do mamy.
siedział więc pod ścianą i tulił swój koci ogonek, bo pachniał mamą.
(przepraszam cię, futrzany otoku zimowej czapy, ale od dziś jesteś ogonem).

***

- czy ty też tak miałaś, mamusiu, że nie wiedziałaś, po co właściwie jest dyskoteka w szkole?
- tak, Synku. do tej pory nie wiem.


grupowe tany odbieram jako wzmacnianie więzi wspólnotowych, prehistoryczne rytualne obrzędy, energetyczną prośbę o przychylność bogów.
zaś taniec w parze stanowi preludium seksu, eleganckie w formie zapoznanie swojego ciała z możliwościami ciała partnera.

z pierwszym - z racji intelektualnego zacięcia - Giancarlo nie ma niewiele wspólnego, a z drugim - z racji wieku - jeszcze nic.

jeśli chodzi o mnie, kocham taniec z Synem - szczególnie przy Lao Che, Piatnicy, muzyce ludowej świata, np. tribalowych rytmach afrykańskich.
i uwielbiam tańczyć z Niemężem.
... ale to już całkiem inna historia.

- miauu! - powiedział kotek.
- miauuu... - odpowiedział drugi.

poniedziałek, 13 lutego 2012

[665].

wiszę na głównej Gazety.
miłej lektury.
(tytuł artykułu pode mną ucieszył mnie serdecznie :>
gorąco pozdrawiam więc przy okazji moje Przyjaciółki).

***

woda wróciła.
niestety, tylko zimna.

***

staracie się pomóc mi w zakresie wyszukiwania leczenia dla mnie.
bardzo Wam za to dziękuję.
mam jednak prośbę: jeśli dostajecie odpowiedź od lekarza, że z tym typem nowotworu rokowanie jest beznadziejne, ZAKLINAM Was!
NIE PRZESYŁAJCIE MI TEJ INFORMACJI.
taka wiadomość NIE poprawia mi samopoczucia, ani NIE nastraja walecznie.

i wiem, rozumiem, że odpowiedź przesyłacie w dobrej wierze - pośrednio po to, by wykazać, że próbowaliście pomóc - ale to NIE jest konstruktywne działanie.




a jeśli chodzi o rokowanie, wiem jak jest.
i nie ma co się w tym tarzać.

niedziela, 12 lutego 2012

[664].

(Joyce Cooling - Before dawn)

***

- maaaaaaaaaaa! maaaaaaaa! - Vileda rozpacza.
- nie ma wody, nie ma. - tłumaczę jej, gdy naprzemiennie wwierca się spojrzeniem w wylewkę baterii kuchennej i we mnie.
zabieram ją z komory zlewozmywaka, siadamy w kuchennym fotelu i szepczę jej do kudłatego uszka: strzeliła rura na ulicy. wody niet, kapujesz? nie drzyj się na mnie, nie przeszywaj spojrzeniem. pij z michy wodę, nie wybrzydzaj.
- maaaaaa! maaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! - kocica nie daje za wygraną.
już jest na zlewie, trąca pyszczkiem kran, stuka w niego łapą.
może naprawi?

***

z okazji braku wody pojechaliśmy pośmierdzieć w gościach.
podbrudziliśmy talerze u Babci B., a następnie udaliśmy się do przyjaciół, obejrzeć ich trzytygodniowe dzieciąteczko.
piękna puciata istotka.
uwielbiam zapach małych dzieci, mniam.
tak a propos mniam :)
rys. Raczkowski
przy okazji wizyty wykąpaliśmy się.
(dobrze, że rury nie walnęły w całej wsi...)


a tymczasem grzecznie kłaniamy się dobrym duchom MPWiK i błagamy: wodo, wodo, nastąp się, wróć do kranów!

***

Ulubiona Teściowa wystąpiła z nieśmiałym postulatem przyjęcia sakramentu chorych.
to poważny temat do gruntownego rozważenia.
może jednak zacznę od radioterapii?
o ile kiedyś zadzwonią z Centrum Onkologii powiedzieć czy i co i ten tego.

sobota, 11 lutego 2012

[663].

(Borys Szyc - Do jutra)

W Nowym Jorku ranek
Piję gorzką kawę
Chemia między nami
W sercu mam dynamit
Już jutro będę

Cichy głos w słuchawce
Bez ciebie nie zasnę
Cztery pory roku
Każda z nich jak nokaut
Bo jest bez ciebie

Znów złapał mnie zmrok
Znów odwołano lot
Do jutra
Na drogi spadł śnieg
Nie wydostanę się
Do jutra

Słowa, dreszcze, lęki
Oczy usta dłonie
Nuty do piosenki
Z porcelany słonie
Wszystko na szczęście

Na zegarach świata
Kończy się nasz czas
Wskazówki cofam
a tam ciągle nie ma nas
Płyną tęskne chwile
W serce wbity sztylet
Który to już raz

Znów złapał mnie zmrok
Znów odwołano lot
Do jutra
Na drogi spadł śnieg
Nie wydostanę się
Do jutra


***

sobota, imieniny kota.
(i Dzień Chorego, niby co to? święto? memoriał?
chyba stosowniej byłoby nazwać ten dzień Dniem Zdrowego).

więc, sobota.
Syn zajęty sprawami dzieci.
dorośli sobą.
kocica - wspinaniem się po ścianach, gonitwą za własnym cieniem.

wracamy do wsi.
- co robiłaś, gdy byłem na szermierce?
- byliśmy z wujkiem na obiedzie. jedliśmy schabowego i dziwny bigos, doprawiony koncentratem pomidorowym.
- i to wszystko?
- i rozmawialiśmy, żartowaliśmy. całowaliśmy się też, przytulaliśmy.
- czyli każde z nas spędziło czas miło. to dobrze.
zieew, Synowi głowa sennie kiwa się na boki.
- mamo, czy wiesz, że dla ufoludków my jesteśmy kosmitami?
Giancarlo nie czeka na odpowiedź, kontynuuje myśl.
- bo to jest tak, że obce formy życia uważają nas za obce formy życia.
po chwili pauzy filozoficznie dodaje: wiesz, wszystko zależy od punktu widzenia.
- masz rację, świetnie to ująłeś - komplementuję tok myślenia.
już mnie nie usłyszał.
zasnął.

- paczysz że ja pacze?

- kobieto, co ty wiesz o fechtunku?




tak, obce formy życia niewiele o nas wiedzą.
i niech tak zostanie.
w czasach, gdy informacja jest walutą, nie wszystko jest na sprzedaż.







nawet gdy prowadzi się bloga.

piątek, 10 lutego 2012

[662].

(Moby - Wait for me)

***

paczący kot rządzi.
i co ja na niego pacze, śmieszy mnie on.

dziś przez pół nocy Vileda ostrzyła pazurki o dywan w sypialni.
po kilku upomnieniach wywaliłam ją za drzwi.
w związku z czym darła paszczurę pod drzwiami przez czy godziny.
(oczywiście ma drapak. używa go do leżenia i paczenia).
kot Simona z fb
***

a ja pacze na tę prezentację.
podoba się Wam?
jak się okazuje, wszystko jest względne.
trzeba tylko uchwycić skalę.




ciepłego, spokojnego weekendu, moi mili Czytacze.

czwartek, 9 lutego 2012

[661].

znalezione na fb
upadam i się podnoszę.
niewiarygodne, ile we mnie siły.
któregoś dnia jednak położę się do łóżka i nie wstanę, przysięgam.
gra w ciuciubabkę z losem męczy.

i męczy mnie zima.
mróz, zamarzająca skrzynia biegów, auto bez ogrzewania.
i męczą mnie lekarze (pani ma świadomość, że TEGO nie da się NIGDY wyleczyć?).
i urzędnicy bez sumienia i duszy.
procedury, formalności, obieg dokumentów.

życie ucieka.

***

- mamo, jak będę duży, zbuduję Titanika Dwa, odkryję skarb w oceanie i za pieniądze za ten skarb kupię nam dużo klocków Lego i dla ciebie lekarstwo na raka, takie smaczne i niebolesne.
obiecuję, słyszałaś?
tylko ty musisz walczyć, pamiętaj.

i męczą mnie wyrzuty sumienia, że Giancarlo żyje moją chorobą, troską o mnie.
powinien mieć beztroskie dzieciństwo.
bezmyślny uśmiech, gila do pasa.

***

na blogu przyjaciółki pojawiły się zdjęcia z jesieni 2011.
widzę Cię w odbiciu okularów!
więc kiedyś była jesień?
czy jest szansa, że się powtórzy?
nie dowierzam.
wątpię.

śmierć czai się za plecami.
hej, Li, poznajesz torbę?

***

byłam wczoraj w Centrum Onkologii na tomografii przygotowującej do radioterapii.
wykonano mi trzy tatuaże - małe kropki.
te kropki stanowią znaczniki pozycji, w której będzie układane ciało do naświetlań.

szkoda, że nie ma standardu informowania o procedurze.
jak rozumiem nikt jeszcze nie słyszał w Centrum Onkologii o CRM.
i żeby była jasność: nie mam nic przeciwko kropkom, ale do cholery, stosowniej byłoby, gdyby informowano o tym przed zrobieniem tatuażu, a nie - w trakcie wbijania igły z tuszem w biodro.

jeśli ktoś zastanawia się, czy zrobić sobie tatuaż, informuję, że trochę boli.
ale tylko ciut - ciut.
pani pielęgniarka robiąca mi go była bardzo sympatyczna i chwilę przed ukłuciem informowała: już! wbijam się! może pani krzyczeć, pani Joasiu!
nie krzyczałam.
cel uświęca środki.

a jeśli już jesteśmy przy środkach: do wypicia trzech kubków kontrastu przed tomografią, polecam ciumkanie landrynek - miętusków.
całkowicie unicestwiają smak jodu.

środa, 8 lutego 2012

[660].

minął mi blogokryzys, odblokowałam komentarze.
niewątpliwie macie w tym wielki udział, ponieważ zasypaliście mnie kwintalem ciepłych, serdecznych maili, esemesów.
dziękuję.



tymczasem przyjrzyjmy się, na co stać anonimowe osoby.
na razie - mała próbka z okolicznych blogów.

Anonimowy pisze...
Pani Zorko,
zastanawia mnie Pani uwielbienie wręcz (bo tak to odbieram) Chustki. Jesteście przecież tak różne. Panią postrzegam jako wrażliwą, ciepłą i dobrą osobę. Ze śmiercią na co dzień nie spotyka się przecież ktoś "zwyczajny". Pani jest samą słodyczą, delikatnością i pokorą. Chustka to nadzwyczaj sprawna manipulatorka ludźmi. Bardzo inteligentna, świetnie pisząca (choć przy Zimnie, przyzna Pani, wypada blado), mająca dobry gust literacki i muzyczny, ale wyłącznie bawiąca się ludźmi i ich emocjami. Bardzo rzadko jest sobą. Może wtedy gdy cierpi. Cały blog to gra, blogonowela na użytek czytających. Proszę zauważyć jak umiejętnie potrafi podsycać emocje, gasić je. Jaka jest niezrównana w głoszeniu jedynie słusznych sądów. Jest w swych wypowiedziach nieomylna i szydercza. Myślę, że po prostu nie lubi ludzi. Tak to odbieram. Pewnie z racji wieku i życiowego doświadczenia, jako jedna z nielicznych, nie poddaję się jej urokowi. Nie należę do licznego grona "wyznawczyń" Chustki i bardzo dziwię się, że z Panią jej się udało. Co nie przeszkadza, że bardzo jej współczuję i naprawdę życzę zdrowia. Poza tym te "chujaski" i inne temu podobne ... oj nie, nie!!!!
Leciwa


7 lutego 2012 19:50

Puknij się w czółko pisze...
Teraz pytanie , czy synek Chustki (skoro jesteśmy już przy blogach ludzi chorych ) , będzie chciał kiedyś to wszystko przeczytać , czy da mu to siłę ,użeranie z trollami, jakaś niepotrzebna całkiem szarpanina , szczegóły czasem mało przyjemne dotyczące jego mamy , taty . Jestem pełna podziwu dla Chustki , chociaż nie wiem czy to dobre słowo , która oprócz zapewne cennych informacji na temat choroby , ma czas zamieszczać piosenki , wiersze , dykteryjki , słowem zabawiać internetową społeczność kosztem swojego mocno nadszarpniętego już zdrowia . Po co jej to ?

Z pełnym szacunkiem , ale czy to całe blogowanie nie chowa się jednak przy tradycyjnym pamiętniku , odkrytym gdzieś przypadkiem na strychu ? Dzieci Jasia zakradają się na strych i wygrzebują ze starej skrzyni pamiętnik ich babki Joanny zwanej "Chustką " , który to pamiętnik czytają następnie od deski do deski pod starą jabłonką w ogrodzie .

- Zobacz tato co znaleźliśmy!

Prawdziwa rodzinna tajemnica , znana tylko najbliższym , o Voldemorcie , glonojebnych tabletach i pokrytych gęstym futrem trollach .


O kurde , ale mnie poniosło ;)


7 lutego 2012 22:59

albo:

Nowy komentarz do Twojego wpisu „try walking in her shoes”
Autor : kajo (IP: 89.78.31.8 , 89-78-31-8.dynamic.chello.pl)
Komentarz:
zzzz czy ci jak tam jasiek chustki z dupy wypadł:)jezeli nie wiesz skąd,każda historia chustki mega naciągana ale wierzcie se uwielbiam jak wami manipuluje i karmi tymi ochłapami.

jest poziom, nieprawdaż?
klasa wpisy!
w przeciwieństwie do mojego bloga - elegancja i kultura.
szyk i styl.











a tymczasem jadę na tomografię.
miłego dnia, wszystkim.


pozdrawiam,
Sprawna Manipulatorka.

wtorek, 7 lutego 2012

[659].

(Frittata - Lullaby from Rosemary's Baby)
wspaniały zespół z Krakowa.

***

bardzo miłej Pani kM, która odwiedziła nas tydzień temu, pragnę napisać, że dziś się okazało, że niestety zaszła pomyłka w dokumentach i nie uda się załatwić TEJ sprawy po naszej myśli.
pokraczna Temido biurokracji, nie mam już sił do ciebie.
rys. Raczkowski
***

zadziwiające, ile zbudzam niezdrowej namiętności w części z Was.
jak plugawe komentarze wypisujecie w sieci, które sygnujecie ksywką "Chustka".
jak prymitywnie wypowiadacie się na mój temat na zaprzyjaźnionych blogach.
jakimi wstrętnymi mailami zasypujecie moich bliskich.
ile w tych działaniach zawziętości, frustracji, bezradności, złości.

zastanawiam się, po co to robicie, co daje bezinteresowne okrucieństwo.
czy napawacie się iluzją bezkarnej anonimowości?

powtórzę za jedną z moich przyjaciółek:
a jeśli nie, znajdę takich, którzy znajdą ciebie.
tym razem ukręcą ci łeb.
a ja zarażę cię rakiem.

tymczasem schowałam komentarze.
przepraszam, ale na razie nie mam ochoty na czytanie inwektyw.

***

od wczoraj śpię prawie non - stop.
nie mam siły.
jestem potwornie zmęczona.

Synek, Mąż i Babcia B. zagadują mnie co chwila jak mogą, ale to na nic.
wessała mnie czarna dziura.

wracam spać.
śnić o niemożliwym.
śnić o Mazurach na kajaku z Mężem i Synem.

poniedziałek, 6 lutego 2012

[658].

(Ne dis rien - Lulu Gainsbourg, Melanie Thierry)

***

jak zauważyliście, sporadycznie odnoszę się tu do aktualnych spraw świata.
robię to celowo, nie to jest tematem bloga.
jednak dziś zrobię wyjątek, ponieważ postać Katarzyny, mamy małej Magdy z Sosnowca, jest mi wyjątkowo bliska.
na wyciągnięcie dłoni dysponuję podobną historią - historią infantylnej dziewczyny (w wieku mamy Madzi), która wymyśliła własną martyrologię, ponieważ potrzebuje przed rodzicami uzasadnić jednonocne przygody.
ciałem jest już kobietą, ale umysł ma dziecinny, więc nie umie brać odpowiedzialności za swoje działania.
twierdzi więc, że mężczyźni nią manipulują, a ona musi im ulegać.

niedojrzałe stworzenia pragną społecznej akceptacji.
trzeba samodzielności intelektualnej, odwagi, by ponosić odpowiedzialność za swoje czyny.
prościej jest schować się. zepchnąć odpowiedzialność. oszukać. wyprzeć.
karmić siebie i bliskich wyimaginowaną opowieścią o swojej niedoli.
uwiarygodnić się poprzez aprobatę tłuszczy.

wróćmy do sprawy Madzi.
oddajmy głos profesorowi Zbigniewowi Mikołejce.
(...)
- Mama Madzi jest dzieckiem, które chowa się w szafie i kłamie, że przyszedł smok albo bandyta.

Bo ta cała sprawa jest produktem fikcji. Nasz system kulturowy i moralny czymś oto grzeszy. I płeć biologiczna wyznacza rolę społeczną. W Polsce ciągle pokutuje przekonanie, że dziewczyna z konieczności ma być żoną, matką i opiekunką. Sprzyja temu tradycyjny katolicyzm i patriarchalizm wielu środowisk. Roli kobiety towarzyszy też zbiorowa wyobraźnia ciepłej matki oddanej dziecku. Koncepcja macierzyństwa jest skrojona na wzór maryjny tandetnie wyobrażony. Nie ma tu miejsca na dojrzałe macierzyństwo, ale tylko na to ze słodkich obrazków. Jej strasznie młody mąż i ona są związani z ruchem katolickim Tebah. W podobnych środowiskach mówi się o rodzeniu, ale już nie o biologiczności kobiety ani o jej potrzebach emocjonalnych. Moim zdaniem Kasia nie była zdolna nieść swojej roli, choć nasze społeczeństwo tłumaczy, że ta zdolność bierze się z urodzenia potomka. Pamiętajmy, że ona ma tylko 22 lata.
- Jest dzieckiem, które urodziło dziecko.
- Tak. I na poziomie biologicznym czy psychicznym dojrzewał w niej tajemny, nieuświadamiany sprzeciw wobec swojej sytuacji.
- Jak wytłumaczyć kłamstwo z porwaniem Madzi?
- Mama Madzi sama jest jeszcze dzieckiem. A co robi dziecko w takiej sytuacji? Chowa się do szafy i kłamie, że przyszedł smok albo bandyta i chciał je zeżreć.
- Czyli zareagowała poprawnie.
- Można na jej przykładzie napisać studium lękowych zachowań dzieci. Nasze patriarchalno-katolickie społeczeństwo nie pozwala dojrzeć do macierzyństwa, własnej rodziny i modeluje życie realne na podobieństwo świętego obrazka.
 - Kasia pochowała Madzię ciepło ubraną, owiniętą w koc przy zabudowaniu. To wymowna symbolika.
- I nieprzypadkowy rytuał. Zwracam też uwagę na portret pamięciowy porywacza, którym według wyobrażeń Kasi był zakapturzony wysoki mężczyzna bez twarzy. Dla niej świat męski to zagrożenie. (...).



Katarzyna, mama Madzi, mentalnie jest dzieckiem.
powinna ponieść karę - za konfabulowanie.
tak jak puszczalska kłamczuszka, o której Wam opowiedziałam na początku dzisiejszego wpisu.

jestem pewna, że więzienie niczego ich nie nauczy - jedynie rozbudują tam swoją martyrologię.
kara powinna być adekwatna do percepcji rzeczywistości, poziomu intelektualnego i emocjonalnego winnych.
dla nich obydwu karą powinien być publiczny klaps na goły tyłek od ich rodziców, transmitowany na całą galaktykę oraz dożywotnio podsycane wyrzuty sumienia - same z siebie nie będą ich mieć, bo są zbyt prostymi strukturami.

***

byłam dziś na konsultacji radiologicznej.
w najbliższą środę - tomografia i decyzja konsylium lekarskiego, co można ze mną zrobić.
- ma pani wyjątkową wolę walki i bardzo nietypowy przebieg choroby.
niestety radioterapia w połączeniu z dotychczasową chemioterapią może pani całkowicie rozpuścić jelita.
musimy się zastanowić, jak pani pomóc.


do wizyty podeszłam z beznamiętnym profesjonalizmem.
jak zwykle robiłam notatki z odpowiedzi na pytania, które miałam zapisane w notesie.
poryczałam się w domu.
przylazł Syn, niosąc na deserowym talerzyku cztery czekoladki Ferrero Rocher wyłuskane z papierków.
popatrzył głęboko w oczy, objął mnie za szyję.
- nie płacz.
nie poddajemy się, mamo.
walczymy.
ja ci pomogę. nakrzyczę na lekarzy, muszą ci pomóc.
a teraz zjedz słodycze, i przytul się mocno do mnie, poprawi ci się humor.

powiedziałam Niemężowi, że mam uczucie.
wyślizgujących się z dłoni nitek.




jakże byłoby prościej przerzucić odpowiedzialność z siebie na innych.

niedziela, 5 lutego 2012

[657].

(Okruchy dusz - Karolina Gruszka, Adam Nowak)

***

na początek słowo o aktualnej pogodzie:
znalezione na fb
jutro konsultacja u radiologa.
a oto zdjęcie z dzisiejszej sesji u Karola Tomaszewskiego, najlepszego fotografa świata.
foto: Studio Vidoq

sobota, 4 lutego 2012

[656].

(Angus & Julia Stone - You're the one that I want)

***

rzęsy dostałam od M. w prezencie urodzinowym.
cudne są.

***

u Was też zimność?

wybrałam się do Babci B. na pietruszkowe kotlety (w pieczonym pstrągu!).
zadzierzgnęłam: dwie czapki, trzy koszulki, koszulę, szal, szalik, sweter, legginsy, spodnie, skarpety narciarskie, skarpety udziugane na drutach, walonki i kurtkę z kapturem naciągniętym na głowę.
niestety założyłam rękawiczki z palcami, więc potwornie zmarzły mi dłonie.
muszę pamiętać o noszeniu rękawic z jednym palcem.
cieplejsze są.

***

dziś światowy dzień walki z rakiem.
a w dupie z tym świętem, że tak powiem.
ja mam codziennie światowy dzień walki z rakiem.
nie ma co świętować.
błe.

piątek, 3 lutego 2012

[655].


podałam na mieście Syna Voldemortowi, łykłam pół butelki Poltramu pod zupę z soczewicy i herbatę po turecku i poszłyśmy z Marianką na Dziewczynę z tatuażem.
obie bałyśmy się, że będziemy się bać, ale nie było aż tak źle.
w krytycznych momentach chowałyśmy się za fotel i zagłuszałyśmy strach chrupaniem popkornu.
ten film jest dobrym kryminałem o linearności zdarzeń w życiu.
a do tego zawiera wiele komediowych dialogów i bon motów.
mój ulubiony: nie, nie jestem odludkiem, mnie po prostu nikt nie odwiedza.
gra Rooney Mara zachwyciła mnie - mimo hardkorowej stylizacji jest efemerycznie delikatna.
i ma prześliczne ciało.

***

Doktorek waży słowa.
czekamy.

o ile zrozumiałam, umiejscowienie przerzutów wyklucza operację (chyba że ktoś podejmie się wypatroszenia mnie jak kurczaka).
na poniedziałek zaprosiłam więc swoją osobę na konsultację radiologiczną.
może będę mogła się przysmażyć?
może radioterapia jakkolwiek zatrzyma chorobę?
dum spiro, spero.
trzeba działać.
próbować działać.

czwartek, 2 lutego 2012

[654].

(A camp - Charlie, Charlie)

***

Wisława Szymborska - Nazajutrz - bez nas

Poranek spodziewany jest chłodny i mglisty.
Od zachodu
zaczną przemieszczać się deszczowe chmury.
Widoczność będzie słaba.
Szosy śliskie.

Stopniowo, w ciągu dnia,
pod wpływem klina wyżowego od północy
możliwe już lokalne przejaśnienia.
Jednak przy wietrze silnym i zmiennym w porywach
mogą wystąpić burze.

W nocy
rozpogodzenie prawie w całym kraju,
tylko na południowym wschodzie
niewykluczone opady.
Temperatura znacznie się obniży,
za to ciśnienie wzrośnie.

Kolejny dzień
zapowiada się słonecznie,
choć tym, co ciągle żyją,
przyda się jeszcze parasol.


***

cudny mróz, prawda?
przed szkołą jest tak ślisko, że dziś rano o mało nie wycięłam orła na lodzie.
bardzo mnie to rozśmieszyło.
nie dość, że mam raka, to jeszcze mogłabym mieć złamaną nogę.
cha, cha, cha.

znalezione na fejsie
***

od tygodnia Babcia B. jest chora, bierze antybiotyk.
ze względu na mój brak odporności nie możemy do Niej pojechać, muszę więc gotować sama.
trochę mnie to przerasta.
dziś obiad gotowałam na trzy razy - z dwiema przerwami na sen.

no ale.
wyszedł pyszny.

jeśli już jesteśmy przy tematyce jedzenia, oddajmy raz jeszcze głos Wisławie, niedobrocie jednej, którą pożarł rak płuc.

Lepieje

Lepiej złamać obie nogi,
niż miejscowe zjeść pierogi.

Lepiej mieć życiorys brzydki,
niż tutejsze jadać frytki.

Lepiej w głowę dostać drągiem,
niż się tutaj raczyć pstrągiem.

Lepiej mieć horyzont wąski,
niż zamawiać tu zakąski.

Lepiej wynieść się z osiedla,
niż tu przełknąć choćby knedla.

Lepszy ku przepaści marsz,
Niż z tych naleśników farsz.

Lepszy piorun na Nosalu,
niż pulpety w tym lokalu.


oraz wiersz Szymborskiej o piciu:

Odwódki

Od whisky iloraz niski.
Od żytniówki dzieci półgłówki.
Od likieru równyś zeru.
Od burbona straszna śledziona.
Od martini potencja mini.
Od sznapsa wezmą cię za psa.
Od rumu pomruki tłumu.
Od samogonu utrata pionu.
Od koniaku finał na haku.
Od palinki wstrętne uczynki.
Od maraskino spadaj rodzino.
Od pejsachówki pogrzeb bez mówki.
Od śliwowicy torsje w piwnicy.

***

mam opis rezonansu.
nie umiem go zinterpretować.
czekam na maila od Ulubionego Doktorka, który wybył na bardzo, bardzo daleki wschód.
niech On się wypowie.
obiecał, że wieczorem napisze, co sądzi.
czekam.
 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga