piątek, 30 września 2011

[529].

(Hans Zimmer - One day)

***

więc byłam.
onkolog ginekolog chirurg (e, Marciocha.. to Twoja rodzina? tak mi Aniaha napisała na twarzoksiążce).
jasne spojrzenie, rzeczowy, klasa.
do tego jest tytanem pracy: przyjmuje pacjentki co 5 minut (na NFZ).

zajrzał, stwierdził, że nie ma widocznego ustąpienia choroby, ale nie ma również widocznego postępu.
na wszelki wypadek postanowiłam uznać to za dobrą wiadomość.

nie ma cienia szansy na operację, dopóki:
1) masa nowotworu nie wycofa się całkowicie
2) nowotwór nie będzie tylko w tym jednym miejscu
ponadto, nawet gdy nastąpi 1) i 2), operacja nadal będzie bezsensowna, ponieważ:
3) jestem świeżo po dwóch bardzo rozległych operacjach
4) po operacji trzeba odczekać kilka tygodni, by kontynuować chemioterapię, a w czasie tej przerwy rakela może się rozbrykać
5) operacja byłaby drastyczna (Niemąż genialnie nazywa ją całkowitym rozanieleniem), co w moim wieku jest niepotrzebnym okaleczeniem.

wnioski: kontynuować dotychczasową chemioterapię, szukać optymalnej chemii.
Ulubiony Doktorek zostanie niedługo zasilony nową porcją wniosków z analiz niemieckiego laboratorium, może wymyśli nową miksturę.
na razie - żrę japońskie tabsy.

czwartek, 29 września 2011

[528].

(Hans Zimmer - Injection)
to kolejna piosenka od mojego ukochanego Starszego Śwagra.

***

dziś zaczynam trzeci kurs chemioterapii.
mam czym się leczyć - z Japonii przeleciała giga paka tabletek.


lekarze oglądają mnie cierpliwie, rozważając regresję na zmianę z progresją.
zaglądam w mądre, dobre oczy mojego ginekologa Piotra, Człowieka przez bardzo duże C.
- każdy z nas dostaje ciężar na miarę swoich możliwości - mówi, wypisując skierowanie do onkologa chirurga, na którym pisze drukowanymi bardzo pilne!!!
i dodaje: a pani jest kobita z jajami, dlatego pani wylosowała aż taki garb.

a ja płaczę.
ja nie chcę takiego życia.
ja chcę nudne życie.

środa, 28 września 2011

[527].

***

zdecydowałam się na nieformalny związek z Kobietą.
obieśmy zajęte: u Niej - le Dawca, u mnie - Niemąż.
ojtam, ojtam.

więc:
siedzimy w restaurancji, karmimy się sushi, trzymamy się za rączki, egzegezujemy rzeczywistość.
rozważamy że, a przede wszystkim - jak.
i właśnie, między omawianiem: stanu gospodarki i służby zdrowia państwa polskiego, przepisów na szybką i pożywną jesienną zupkę dla nielatów, wyników FOREX, minimum programowego MEN oraz analizowania damskich biustów, męskich ud, wpadłyśmy!
że chcemy podzielić się naszą relacją z reala z e-światem.


tra-ta-ta.
turi-ruri, bum.

w imieniu swoim i Jej,
zapraszam
bardzo
serdecznie.

wtorek, 27 września 2011

[526].

dziś pieśń przypomniana przez starszego Śwagra.
(Toto - Can't stop loving you)

***

i wiersz, który ostatnio odkurzył Niemąż.

Siódmy Anioł
jest zupełnie inny
nazywa się nawet inaczej
Szemkel

to nie to co Gabriel
złocisty
podpora tronu
i baldachim

ani to co Rafael
stroiciel chórów

ani także
Azrael
kierowca planet
geometria nieskończoności
doskonały znawca fizyki teoretycznej

Szemkel
jest czarny i nerwowy
i był wielokrotnie karany
za przemyt grzeszników

między otchłanią
a niebem
jego tupot nieustanny

nic nie ceni swojej godności
i utrzymują go w zastępie
tylko ze względu na liczbę siedem

ale nie jest taki jak inni

nie to co hetman zastępów
Michał
cały w łuskach i pióropuszach

ani to co Azafael
dekorator światła
opiekun bujnej wegetacji
za skrzydłami jak dwa dęby szumiące

ani nawet to co
Deadrael
apologeta i kabalista

Szemkel Szemkel
- sarkają aniołowie
dlaczego nie jesteś doskonały

malarze bizantyjscy
kiedy malują siedmiu
odtwarzają Szemkela
podobnego do tamtych

sądzą bowiem
że popadliby w herezję
gdyby wymalowali go takim jaki jest
czarny nerwowy
w starej wyleniałej aureoli


(Zbigniew Herbert, Siódmy Anioł)

***

pewien profesor z Królewca powiedział: Są dwie rzeczy, które napełniają duszę podziwem i czcią, niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie.Są to dla mnie dowody, że jest Bóg nade mną i Bóg we mnie.
pani basenowa ochroniarka dodała: panią to żadne przyzwoite zasady nie obowiązują. - gdy zaparkowałam na jednym z sześciu pustych miejsc dla niepełnosprawnych (zapamiętała mnie - mam etykietę tej suczy, która odprowadza dziecko na basen będąc w wierzchnim ubraniu i czapce).
Niemąż zmrużył oczy, pogłaskał mnie po policzku, po łysej głowie.
uśmiechnęłam się do swoich myśli.


znasz to uczucie, gdy kradnie się w sklepie śliwkę, wyciera w naprędce wosk o ubranie i zjada - jakgdybynigdynic?
a może wiesz jak to jest, gdy przekraczasz prędkość albo jedziesz na rauszu, a następnie korumpujesz policjanta, byle tylko nie zabrał prawa jazdy?
a może przewalasz Skarb Państwa generując lewe faktury kosztowe, fikcyjnie zatrudniając pracowników?
oszukujesz eksa, że musisz odebrać mu prawa ojcowskie, bo bez podpisu dwojga rodziców szkoła/szpital nie przyjmą dziecka?
może przemycasz ludzi, broń, kamienie szlachetne, narkotyki?
może żądasz przed sądem odszkodowania za coś, co nie miało miejsca?


kto wyznacza Twoją normę moralną?
środowisko? sytuacja życiowa? doświadczenie?

poniedziałek, 26 września 2011

[525].


(Hurts - Wonderful life)

***

nic mi nie jest, nie martwić się.
byłam odcięta od netu.

bo net to nie wszystko, jednak.
prawdziwe życie jest poza.


jutro wstecznie napiszę tamto i owamto.
żebyście wiedzieli, co i jak.
no!
czymać się! kciukaski!
dobranoc!

niedziela, 25 września 2011

[524].

(Alan Silvestri - muzyka z filmu Forrest Gump)

***


oto co napisała mi na fejsiku Marta:
Twa historia (urzekająca) zgromadziła grono życzliwych osób, które trzymają za Ciebie kciuki, oddają krew, zaklinają, modlą się i piją za Twoje zdrowie a dziś zrobili dla Ciebie coś jeszcze.
zapewne dziś w godzinach 9-14 poczułaś nagłe polepszenie stanu ogólnego. to my! przebiegliśmy dla Ciebie dwa Warszawskie Maratony i cztery Biegi Olimpijskie! w sumie prawie 120km. i to z "chustką" na nodze!
załączam fotografię "po"
causy.

sobota, 24 września 2011

[523].

dawno nie czytałam czegoś równie głupiego:

Brytyjscy naukowcy Thomas Morris i Steven Greer wskazali na istnienie osobowości nowotworowej", inaczej określanej jako osobowość typu C" czy wzór zachowania C" (w skrócie WZC). Osoba z WZC nie jest zdolna do zachowań agresywnych, charakteryzuje się natomiast cierpliwością, kooperatywnoscią, brakiem asertywnosci, ukrywaniem negatywnych emocji (zwłaszcza gniewu) i uległością wobec zewnętrznych autorytetów. Doktor Lawrence Le Shan, amerykański psycholog, pionier psychoterapii holistycznej, mówi o typie osobowości podobnym do WZC. Jej cechy to ukrywanie się za fasadą łagodnej dobroci, niezdolność do gniewu, brak swobody w kontaktach, niska satysfakcja z życia seksualnego, mała aktywność społeczna, zależność od otoczenia, głębokie poczucie winy, poczucie opuszczenia i samotności, powierzchowność i niestałość związków. Le Shan twierdzi, że przyczyną powstania takiej osobowości jest odrzucenie przez rodzica (strata), która powoduje poczucie krzywdy, opuszczenia, samotność, a później lęk i przekonanie, że bliskie relacje z innymi przynoszą ból i rozczarowanie. Z kolei Tina Morris, Gerrit Jansen, Christophe Meune, Brunhilde Blomke jako cechy charakterystyczne osobowości nowotworowej podają wypieranie lęku i gniewu oraz małą ekspresję emocjonalną. George Kissen i Robert Bahnson piszą o specyficznym stylu reagowania emocjonalnego na stres - wyparciu i zaprzeczaniu trudnym negatywnym odczuciom. Natomiast Hans Eysenck - nieżyjący już brytyjski badacz i teoretyk osobowości - WZC wiąże ze współistnieniem neurotyzmu i introwersji. Według niego napięcie, lęk i smutek powodują u tych osób chroniczne napięcie emocjonalne, którego ekspresja jest blokowana. Na WZC składa się też racjonalne i anty-emocjonalne zachowanie, unikanie konfliktów, nadmierne społeczne dostosowanie (tzw. hyperadaptacja społeczna), rezygnacja ze swoich potrzeb na rzecz innych.
EFT jest najskuteczniejsza w pracy nad emocjami, warto też zapoznać się z metodą Simontona.


brytyjscy naukowcy są równie mądrzy jak radzieccy uczeni.

piątek, 23 września 2011

czwartek, 22 września 2011

[521].

dziś ostatni dzień lata...
(The Cure - The last day of summer)

***

polem
idzie wrona
jakby orała.


(Issa)

***

post na życzenie Marcepani: o lękach, czyli czym się straszy Chustka.

sprawy Wielkie, których się boję:
- że umrę, zanim wychowam na Syna na Człowieka - że zostawię Go pastwie losu
- że umrę nieświadoma odchodzenia
- że coś niedobrego może stać się moim bliskim, a ja nie będę potrafiła Im pomóc.

sprawy średnie:
przeraża mnie myśl o (szeroko rozumianej) utracie niezależności, decyzyjności.
boję się braku pieniędzy, niesamodzielności finansowej.

sprawy niskie:
nie lubię déjà vu.
boję się niekontrolowanej agresji.
obawiam się pająków: szybko biegają i nigdy nie umiem przewidzieć ich trajektorii.
brzydzę się much.
nie lubię, gdy w zimie jest poniżej -10 stopni oraz gdy jest duże oblodzenie.




teraz kolej na Was!
opowiadać!

środa, 21 września 2011

[520].

(Massimo Scalici - Por ti lo ha)
ale miło na dworze! nadal ciepło!

***

dziś: konkurs!

zgadnijcie, co mam na głowie.
nagrodę stanowi spersonalizowany wpis na blogasiu.


zamieszczajcie więc komencie, a w nich: odpowiedź czym jest to, co mam na łbie + temat dedykowanego postu.

arbitralne rozstrzygnięcie konkursu: dziś wieczorem.
oficjalne wręczenie nagrody (w asyście około 3,5 tysiąca ludzi - tyle aktualnie przeciętnie odwiedza codziennie Chustkę): jutro wieczorem.





rodzina, Aga i Pawełek są upraszani o nieuczestniczenie w konkursie.
możecie, ewentualnie, robić zmyły i podpuchy.

wtorek, 20 września 2011

[519].

- pierdolonakurwaidiotka! - wrzasnął dziś o 16.30 przez telefon Voldemort - stoję pod domem!
jedliśmy obiad.
Babcia B. skupiła wzrok na storczykach kwitnących na kuchennym parapecie.
Giancarlo zastrzygł uchem nad talerzem i szeptem przepowiedział nowe sformułowanie.
westchnęłam. nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
zaczerpnęłam oddech.
- jak będziesz kiedyś jakąś kobietę obrazić, możesz do niej powiedzieć tak, jak tatuś powiedział do mnie.
- "pierdolonakurwaidiotka"?
- tak, Synku.
- a do mężczyzny można powiedzieć "pierdolonykurwoidiot"?

po dwóch miesiącach od tragicznych wakacji, Voldemort ma zryw na miłość ojcowską (bo zbliża się kolejna rozprawa w sądzie).
w ubiegłym tygodniu zawiózł Go na basen, dziś miał ten wyczyn powtórzyć.

o 12.00 zarządził, że będzie o 16.45 pod domem.
o 15.00 wysłałam smsa, że Syn będzie oczekiwał u Babci B., w miejscowości ościennej, oddalonej od W. o 9 km.



a do Was jak zwracają się Wasi byli - dawcy plemnika?
może są bardziej finezyjni?

poniedziałek, 19 września 2011

[518].

(Sława Przybylska - Czarny kot)

***


Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać się między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.

(Kot w pustym mieszkaniu - Wisława Szymborska)

***

rozważam przygarnięcie kumpla dla Viledy - Shaun The Sheep słabo jednak kontaktuje.
trwa debata rodzinna w tej sprawie.
spodziewam się, że pod koniec tygodnia wypracujemy konsensus, tzn. postawię na swoim.

niedziela, 18 września 2011

[517].


(Matisyahu - One day)

sometimes I lay
under the moon
and thank God I'm breathing
then I pray
don't take me soon
cause i'm here for a reason
sometimes in my tears I drown
but I never let it get me down

(...)

***

kiedyś Ciocia Z., Mama Marty, powiedziała mi, że odkąd dziesięć lat temu zachorowała na raka, nie planuje dalej niż na trzy miesiące.
ja obejmuję myślami zaledwie tydzień.
potem widzę zamglony kontur następnych kilku dni, nic więcej.
nie mam odwagi snuć planów np. na to, co będzie za pięć lat.
bo pewnie nic nie będzie.
nie dla mnie.

rys. Skoq

za pięć lat Syn pójdzie do gimnazjum. będzie mieć 11 lat.
tyle, ile teraz ma Jego ukochana przyrodnia Siostra.

Niemąż będzie miał 45 lat. może będzie nadal ważył koło setki, o ile znowu nie zatraci się w miłości do kuchni i nalewek Babci B.
Babcia B. będzie miała 71 lat i będzie jak zwykle upierała się, że nie potrzebuje niczyjej pomocy.
Vileda będzie miała 6 lat i zlew na wszystko, prócz mokrego kitketa, suchej kajzerki i dźwięku drukarki.

rys. Skoq

sobota, 17 września 2011

[516].

Steve Jobs jest ojcem Apple i choruje na raka trzustki.
jedno z drugim nie ma nic wspólnego, ale piszę o tym tytułem wstępu.

oto przemówienie z 12 maja 2005 Jobsa ze Stanford.


(...)
Your time is limited, so don't waste it living someone else's life.
Don't be trapped by dogma — which is living with the results of other people's thinking.
Don't let the noise of others' opinions drown out your own inner voice.
And most important, have the courage to follow your heart and intuition.
They somehow already know what you truly want to become.
Everything else is secondary.

(...)

***

dziękuję Wam za komentarze, które zamieszczacie na blogu.
z ogromnym zainteresowaniem czytam, co sądzicie.
jeszcze bardziej jest dla mnie interesujący sposób w jaki przedstawiacie Wasze zdanie.

jestem zwolenniczką dialogu, konstruktywnej i twórczej wymiany myśli, itepe.

ale.
jeśli chcecie być merytoryczni w dyskusji, proszę o przestrzeganie pewnych zasad:
- jeśli powołujecie się na posiadaną wiedzę, podajcie źródło informacji (Encyclopaedia Britannica, magiel, Życie na gorąco, autobus)
- jeśli wyrażacie opinię o tym, co napisałam, powstrzymajcie agresję (która - gwoli wyjaśnienia - jest czymś innym od prowokacji, ironii czy uszczypliwości).

rys. Wilq

piątek, 16 września 2011

[515].



(Руки вверх - On tebja celuet)
- w ubraniach wierzchnich nie wolno na basen - wysyczała sprzątaczka.
- ale mi zimno. i ja dziecko tylko odprowadzam i pomagam się przebrać.
- nie wolno! - wrzasnęła.
zdjęłam kurtkę, zdjęłam czapkę, błysnęłam gładkością i powiedziałam - a to przepraszam.
i nie mogłam się powstrzymać - zajrzałam pani sprzątającej w oczy.

***

gdy Giancarlo był Pulpetem, zaraz potem, gdy poszedł do przedszkola (i gdy już uciekliśmy od Voldemorta), zażyczył sobie wózek do wożenia lalek.
kupiłam.
przez prawie rok woził w nim Kubusia Puchatka.
wychodziliśmy w trójkę na spacery (wówczas nikt jeszcze nie słyszał o istnieniu Niemęża), a Pulpet dzielnie pokonywał bariery architektoniczne znane tylko młodym matkom.


odbyłam wówczas rozmowę z Voldemortem, że chowam Syna na pedała.
argumentowałam, że nic widzę niestosownego w posiadaniu wózka do wożenia lal, ani tym bardziej - w wychodzeniu z tym wózkiem.
mówiłam: ostatecznie, przecież, nawet tobie zdarzyło się kilka razy - może nawet ze trzy - pchać wózek.

pamiętam też, że powiedziałam, że nawet jeśli skutkiem ubocznym posiadania wózka przez Pulpeta będzie Jego homoseksualizm, nie będzie mi to przeszkadzało.
ważne, żeby był szczęśliwy ze swoich wyborów.
wtedy awantura skoczyła się. zaczęły się wyzwiska na temat mojego stanu umysłu. i tego, że chcę dziecku życie zniszczyć.

***

Giancarlo tęskni za swoim kolegą, Tosiem.
miał obiecaną wizytę u Tosia, ale zmieniły się weekendowe plany i musieliśmy kanselować miting.
Toś jest wychowywany przez parę dziewczyn.

wracamy dziś ze szkoły, Giancarlo pyta - a czy Toś ma dwie mamy? czy to możliwe?
tłumaczę: mama, która Go urodziła, jest jedna, ale jest wychowywany przez dwie dziewczyny - więc w sumie jakby miał dwie mamy.
- fajnie. - kwituje zwięźle. i po chwili namysłu drąży temat - ale to chyba nie jest częste?
- ludzie łączą się przeważnie w pary kobieta i mężczyzna, ale są też pary mężczyzna i mężczyzna albo kobieta i kobieta. i choć nie jest to częste, jest to jest normalne.
- a to jest normalne, że są samotnie mieszkający ludzie?
- tak też się zdarza.
- smutne. takiemu komuś potrzebny jest przynajmniej kot, albo pies, prawda?

czwartek, 15 września 2011

[514].


(Руки ВВерх - Kapali Slyosi)
wytrzymajcie do 00:40, warto.
ach, ci czarnoskórzy Słowianie.

***

dziś będzie o szkole.
więc zaaklimatyzował się.
pani rozsadziła Go od Niedotykajmniebociprzyleję. siedzi z Zu.
z Zu, która jest porcelanowo blada, uroczo piegowata i ma długie jasnomiedziane włosy. i do tego - temperament diablicy.

***

wracamy do domu po szkole. lubię te opowieści bezpośrednio po przeżyciu, jeszcze chaotyczne, wibrujące od emocji, nieprzespane.

- mamo, wiesz co? ja mam tylko trzy A z minusem.
dziś znowu dostałem A z minusem, a Zu dostała samo A.
mamo, czy ten minus to jest "pała"?
ja nie chcę pały.
przecież mamy umowę, że jak będę mieć same piątki, to mi kupisz tę grę, pamiętasz?
mamo, ale ja nie mam samych piątek, ja mam same piątki z pałami.
mamo.
pani wychowawczyni mnie chyba nie lubi.
ja się tak starałem ładnie odrobić tę pracę, a ona dała mi pałę.


***

- będzie wywiadówka, wiesz? tu jest tak napisane - Syn wsuwa głowę do salonu i majta pomiętą skserowaną kartką, którą wyszarpnął spośród książek z plecaka.
po chwili dodaje - a wiesz, że ja wiem, po co będzie ta wywiadówka?
- mmmh? - mruczę nieprzytomnie. szumi mi w uszach od chemii, staram się w tym szumie dosłyszeć jakąś linię melodyczną.
dobra, nie wymagajmy od siebie zbyt wiele. w sumie w szumie miło byłoby chociaż usłyszeć Głosy.
- więc wywiadówka jest po to, żeby rodzice mieli powód, żeby się złościć na dzieci - wyjaśnia zdegustowany.
po czym, z nieurywanym obrzydzeniem, podsumowuje: na tym właśnie polegają wywiadówki. panie mówią złe rzeczy o dzieciach, żeby rodzice byli źli na dzieci.

proszę, jakie to logiczne.

***

bawi mnie zeszyt do korespondencji ze szkołą.
Giancarlo sporządza w nim drukowanymi kulfonami notatki.

NA PON. PAMIĄTKI Z WAKACJI

albo: SZLACZKI STR. 2 I 3.

frapuje mnie, jak sobie radzą z pamiętaniem co jest zadane niepiśmienne dzieci.

środa, 14 września 2011

[513].

(Pudelsi - Kocham się)

***

czy pod wpływem reportażu zmieniło się Wasze wyobrażenie o naszej rodzinie?
jak wpadła konfrontacja virtualu z prawie realem?

dajcie znać.
jestem ciekawa Waszego odbioru.

wtorek, 13 września 2011

[512].

(Maleńczuk i Waglewski - Bo Bóg dokopie)

Kobieto, proszę cię, bądź ze mną w noc i w dzień.
Bądź, kiedy śnieg i kiedy deszcz - bądź ze mną też.
Kobieto, proszę cię, bądź ze mną w noc i w dzień.
Bądź, kiedy śmiech i kiedy łzy – zaufaj mi.

Świat się nam przygląda i nie życzy źle.
A jeśli jest inaczej to świat mam cały gdzieś.
Bóg nam nie daruje, Bóg dokopie nam,
gdy ktoś z nas zepsuje to, co dał nam sam.

Kobieto, proszę cię, bądź ze mną w noc i w dzień.
Przysięgam ci, że nie ma nic, co może mieć większy sens.


***


zapraszam w imieniu Hanny Bogoryi Zakrzewskiej.
(i swoim. i Ani).


nigdy nie udzielałam wywiadu do reportażu.
i nie wiem w sumie o czym będzie.
rozmawiałyśmy cztery godziny.
intryguje mnie, co Pani Hanna wybrała.

dajcie mi znać, dobrze?
może zdobędę się na odwagę i posłucham siebie.

poniedziałek, 12 września 2011

[511].

z okazji poprawy pogody dedykuję Wam tę wiosenną piosenkę:

(Потап и Настя - Чумачечая Весна)

***

nie jestem dobrą matką.
Syn to potwierdza.
dodaje co prawda, że dobrą nie jestem, ale jestem najukochańszą.

dziś rano coś mi odbiło i zapragnęłam być najlepszą z matek.
poleciałam do sklepu po świeżutkie bułeczki prosto-z-pieca.
i to był błąd.
więcej nie pójdę rano po bułki, przysięgam.
w połowie powrotnej drogi dorwała mnie sąsiadka, która postanowiła wyznać mi grzechy.
i całą drogę do domu trajkotała.
- ja panią bardzo przepraszam, ale ja nie widziałam, że pani jest chora, ja dlatego tak o tej czapce pani wtedy mówiłam.
gdybym wiedziała, ja bym nigdy nie zażartowała, ja panią bardzo przepraszam, ja nigdy już się tak nie odezwę.

ożeszty.
nic nie pamiętam.
nie kojarzę, żeby mi cokolwiek powiedziała o czapce.
a nawet jeśli, to wisi mi to.
na wszelki wypadek, żeby spełnić oczekiwania sąsiadki, postanowiłam być złośliwa.
z wysokości półpiętra wygłosiłam sentencję: z tego wniosek, że warto nie oceniać po pozorach i zastanowić się dwa razy, zanim zabierze się głos.

często mam wrażenie, że ludzie rozmawiają ze mną tak szczerze, bo odnoszą wrażenie, że ja - stojąca niemalże u bramy - doniosę na ich za chwilę do św. Piotra.
obiecuję wszeto, że będę dyskretnie milczała.
jak grób.

***

wracam powoli do fotografowania.
właściwie właściwiej byłoby napisać, że powoli wraca mi ochota na robienie zdjęć.
i na taką powolną ochotę w sam raz jest właśnie sesja z ślimakami.
Nigdy nie zapominaj:
Chodzimy nad piekłem
Oglądając kwiaty.
(Issa, 1763-1827)


Słuchajcie,
Wszystkie pełzające stworzenia,
Dzwonu przemijania.

(Issa, 1763-1827)

***

słuchacie radia?
jakiego?

macie czas jutro wieczorem?

niedziela, 11 września 2011

[510].

(Dżem - Sen o Wiktorii)


***

w domu na Mazurach dużo much i pająków.
przed snem moi mili bliscy ćwiczą usuwanie much forchędem.
co do pająków zalecili mi, żebym sypiała z laptopem ułożonym na sobie, na kołdrze.
tak na wszelki wypadek - gdyby pająki chciały mnie wciągnąć pod łóżko.



rozważam możliwe scenariusze dalszego leczenia.
Niemąż powtarza: poszukamy i znajdziemy rozwiązanie, tylko każę ci żyć.

oswajam myśl o kolejnej, trzeciej, dużej operacji, o możliwej możliwości stomii i cewnika.
od zawsze uwielbiałam torby i torebki, ale żeby aż tak?

sobota, 10 września 2011

[509].

absurdalna piosenka przed metafizycznym wpisem.
(Wojciech Młynarski - Koza u rena)

***

podglądam jesień na Mazurach.

***

oto jeden z dłuższych wpisów na Chustce.
i jednocześnie - jeden z niewielu sensownych.

Jak zawsze uczyli mistycy, dopiero w akceptacji śmierci odnajdujemy prawdziwe życie.
(...)
Gdy jest coś, co do czego zgadzają się hindusi, chrześcijanie, buddyści, taoiści i sufi, wówczas prawdopodobnie jest to niezwykle ważna prawda o uniwersalnym i ostatecznym znaczeniu, która dotyka samego jądra kondycji ludzkiej.
(...)
Duch istnieje, Bóg istnieje, Wyższa Rzeczywistość istnieje. Brahman, Dharmakaya, Kether, Tao, Allach, Sziwa, Yaweh, Aton. "Nazywają Go wieloma, który w rzeczywistości jest Jednym".
(...)
Niezwykłym przesłaniem mistyków jest to, że w samym centrum swego istnienia jesteś Bogiem.
Dokładnie mówiąc, Bóg nie jest ani wewnątrz, ani na zewnątrz. Duch przekracza wszelką dwoistość.
Odkryć to można tylko przez ciągłe zaglądanie do wewnątrz, aż "wewnątrz" stanie się "poza". Najsłynniejsza wersja tej wiecznej prawdy pojawia się w upaniszadzie Chandogya, gdzie jest powiedziane: "W swoim istnieniu nie dostrzegasz Prawdy, ale ona właśnie tam jest. W tym, co jest subtelną esencją twojego istnienia, wszystko, co istnieje, ma swoje własne Ja.
Niewidzialna i subtelna esencja jest Duchem całego wszechświata. To jest Prawda, to jest Ja, i ty, ty jesteś Tym".
(...)
Jak to ujął święty Augustyn: "Bóg stał się człowiekiem po to, by człowiek mógł stać się Bogiem". Ten proces przejścia od "człowieczeństwa" do "Boskości", od osoby zewnętrznej do osoby wewnętrznej albo od ja do Ja znany jest w chrześcijaństwie jako metanoja, co oznacza zarówno "skruchą", jak i "przemianą". Żałujemy ja (albo za grzech) i przemieniamy się jako Ja (albo Chrystus), więc, jak powiedziałaś, "nie ja, lecz Chrystus żyje we mnie".
Podobnie islam uważa tę śmierć-zmartwychwstanie zarówno za tawbah, co znaczy "skrucha", jak i za galb, co znaczy "przemiana"; oba są streszczone w zwięzłym zdaniu al-Bistamiego: "Zapomnienie ja jest przypomnieniem Boga".
W hinduizmie i w buddyzmie śmierć-i-zmartwychwstanie zawsze opisywane są jako śmierć indywidualnego ja (jivatman) i przebudzenie prawdziwej natury, którą hindusi metaforycznie nazywają "Całym Istnieniem" (Brahman), a buddyści "Czystym Otwarciem" (shunyata).
Chwila odrodzenia i przełomu to oświecenie albo wyzwolenie (moksha albo bodhi). Sutra Lankavatara nazywa to doświadczenie oświecenia "całkowitym zwrotem w najgłębszym miejscu świadomości", co oznacza po prostu zerwanie z tendencją do tworzenia oddzielonego ja.
W zen ten zwrot albo metanoja nosi nazw. satori albo kensho. Ken znaczy "prawdziwa natura", a sho "bezpośrednie widzenie".
Widząc bezpośrednio, prawdziwa natura staje się Buddą.
Jak to ujął Mistrz Eckhart: "W tym przełomie odkrywam, że Bóg i ja to jedno i to samo".
(...)
Ten obraz z dzieciństwa "rozprzestrzeniania się, mieszania z całym wszechświatem" jest czymś w rodzaju głównego motywu mojego życia.
To jedyna rzecz, która naprawdę mnie wzrusza, (...): pragnienie (...) odnalezienia jedności ze wszystkim, rozciągnięcia dzieła życia poza siebie i poza innych.
Moja prawdziwa pasja jest wewnątrz; (...).
Wszystko szybko mnie nudziło, ponieważ interesują mnie tylko sprawy wewnętrzne, duchowe.
Kiedy usiłowałam skierować się na zewnątrz, traciłam zainteresowanie.
Potrzebuję wewnętrznego głosu, wewnętrznego przewodnika, muszę go wzmacniać, pielęgnować, kontaktować się z nim... Dopiero wtedy będę mogła go usłyszeć tak, by nadał memu życiu kierunek.
Czuję, jak serce rośnie mi na myśl o tej możliwości. To zawsze był główny temat, nić przewodnia mojego życia.
Najpierw musi przyjść to uczucie rozprzestrzeniania się, musi osiągnąć głębię.
Prawdę mówiąc, tym, czego ostatecznie pragnę, jest stan absolutnie pozbawiony ego, wolny od oddzielonego ja...
I rzeczywiście, jest to dokładnie cel i przyczyna medytacji.
(...)


Ken Wilber - Śmiertelni nieśmiertelni

piątek, 9 września 2011

[508].

(utwór nr 5 ze ścieżki dźwiękowej filmu Utalentowany Pan Ripley)
- mamo, super! melodia o uciekaniu!
i po chwili: ale fajne kreszendo i diminuendo! głośniej! głośniej! rozkręć głośność na maksa!

***

moi Drodzy,
serdecznie dziękuję za systematyczne zasilanie mojego konta w fundacji Rak'N'Roll.
dotychczas wpłaciliście siedemnaście tysięcy złotych.
dziś zamówiłam w tokijskiej aptece porcję lekarstwa, która wystarczy mi na październik.

wydałam prawie dziesięć tysięcy.

ogromne podziękowania kieruję do Magdy Prokopowicz, właścicielki fundacji Rak'N'Roll, która osobistą dłonią dokonała dziś przelewu na konto apteki.

proszę Was o dokonywanie kolejnych wpłat.
pomóżcie mi, proszę, wytrzebić raka.
przed nami przecież listopad, grudzień, styczeń...
do skutku!
- 良い朝 poproszę 二つの pudełka tego leku.
ありがとう !
w tej aptece kupujecie mi lekarstwo.
tak wygląda apteka z lotu ptaka w guglemaps (budynek okolony drzewami).
a tak wygląda niebo nad apteką.

czwartek, 8 września 2011

[507].

(Hymn kaszubski - Zemia rodnô)
Syn zauroczony piosenką. mówi, że jest bardzo romantyczna.

***

Niedotykajmibociprzyleję rzondzi.
np. skomentował zachwyt Syna plastikową rurką ze sklepiku szkolnego: gówno warta jest ta twoja rurka.
(rurka przynależy, chyba, w zbiorze słodyczy do podzbioru cukierków. lśni w niej odblaskowo sypka, słodka saletra.
należy dodać, że owa rurka została ofiarowana przez koleżankę z klasy, Linkę.
cóż, może okaże się, że Giancarlo odziedziczył po ojcu talent do ustawiania się.
to pożyteczna cecha, indiid).

Niedotykajmniebociprzyleję, jak co dzień, dziś również próbował lżyć i straszyć.
wdrożyłam z Synem strategię na kontratak, polegającą na zachowaniu kamiennej twarzy i na wnikliwym oglądaniu paznokci.
na razie zadziałała.
znaki na niebie i ziemi wskazują wszelako, że sytuacja będzie constans.
Niedotykajmibociprzyleję doprowadził już do gorączki m.in. panią od angielskiego, nie wypełniając jej poleceń. pyskował, rozrabiał i gadał na lekcji i coś tam i coś tam, więc skończyło się wezwaniem matki i jego do pani dyrektor.
ha!

***

a teraz oddalam się w plener szukać kasztanów, albowiem w szkole kazali. na jutro.
nie wiem jak u Was, ale u mnie kiepsko z nimi.
byłam już na rekonesansie u nas we wsi, w zielonej miejscowości u Babci B. oraz w miejscowości o kobylej nazwie, ale wszędzie deficyt.
szrotówek zeżarł liście, kasztanowce szeleszczą smętnie suchymi liśćmi, a kasztany w kubrakach trzymają się kurczowo gałęzi.
na ziemi nie leży nic, co mogłabym uznać za kasztana lub kasztanka. ani za, chociażby, malusie kasztaniątko.

we wsi dwaj przemili emeryci wracający z Lidla pomogli mi w skakaniu na drzewo i szarpaniu korony, ale niewiele to dało. owszem, zapełniłam kieszenie kasztanami, ale są one w ubraniach, więc wymagają siłowych rozwiązań.
na dokładkę, gdy się już je rozkroi (deska, tasak, nóż z piłką, te sprawy), okazuje się, że w środku kasztan jest niedojrzały, biały, a do tego - ponacinany od zewnętrznej strony jak kiełbasa na grilla.
od biedy pewnie da radę z takiego kasztana zrobić ludzika, ale będzie nieodparcie kojarzył się z wątpliwą sztuką Gunthera von Hagensa.

znalazłam, co prawda, w Giancarlowym pudełku ze skarbami kasztany sprzed kilku lat.
wszystko wskazuje na to, że z braku innych, te będą fungowały za tegoroczne.

cała nadzieja w familii.
Babcia B. zwerbowała CiocioBabcię.
jest więc szansa, że wspólnymi siłami całej rodziny odrobimy pracę domową.

***

zapomniałabym: zrobiłam dziś rano morfologię.
na pohybel Rakeli nadal żyję.

środa, 7 września 2011

[506].

(Yugopolis 2 & Maciej Maleńczuk - Ostatnia nocka)
bardzo ładna piosenka o wieży ;)

***

wczorajszy post i komentarze pod nim zainspirowały mnie do pogrzebania w zasobach sieci (wyszukiwanie e-informacji to moja zawodowa specjalność, komu FV?).

tak.
my, ludzie w pewnym wieku szukamy partnerów przez internet.
to nie stajl - to konieczność. bo niby gdzie ma znaleźć partnerkę gość, który np. jeździ TIR-em na Ukrainę czy do Danii? internet!
no właśnie. a gdzie miałby znaleźć żonę gość, schowany zawodowo za monitorem komputera? internet!

posłuchajmy doktor Aldony Żurek:
Osiemdziesiąt kilka procent Polaków zawiera związek małżeński do 30. roku życia, czyli większość. A 50 lat temu przeciętna Polka, kiedy wychodziła za mąż, miała 21 lat, a Polak był trzy-cztery lata starszy. W tej chwili panie mają średnio 24 lata, a panowie trzy lata więcej. Polki z wyższym wykształceniem wychodzą za mąż, jak mają 28-29 lat, ich partner znowu jest odpowiednio starszy. Punktem granicznym tych decyzji, po którym zaczyna działać syndrom staropanieństwa i starokawalerstwa, jest dzisiaj w Polsce 33. rok życia.
(...)
Po 33. roku życia naszej singielce czy naszemu singlowi kurczy się gwałtownie rynek małżeński o te osiemdziesiąt kilka procent. Gdyby decydował się na małżeństwo w wieku lat 21, to miałaby pełną pulę. Mogłaby wybierać jak w ulęgałkach. Ale teraz, mając niecałe 20 proc. rynku małżeńskiego, nie może wybrzydzać. I często bierze z odzysku.


taka prawda.
należy mieć nadzieję, że związki po 33. roku życia będą trwalsze od tych szczenięcych.
czego sobie i Wam serdecznie życzę.



wtorek, 6 września 2011

[505].

(Pezet - Co mam powiedzieć)
fajnie buja.

***

w Trójce trwa właśnie audycja Bugalskiego, gościem jest prof. Kazimierz Krzysztofek.
rzecz o kontekstualizowaniu.
internet nie jest zbiorową mądrością, a stadną głupotą.
internet nie daje kontekstu - przyciąga uwagę, ale nie definiuje tła.
ale jak skontekstualizować wiedzę w czasach, gdy informacja jest dostępna przez 24h na dobę?
rozwiązaniem jest ekonomia myślenia, która prowadzi do stereotypów. efektem następnym - odmóżdżenie.

smuci mnie to wszystko. co za czasy.

***

dziś Giancarlo został oblany napojem, którym tryskał niejaki Paweł.
następnie - został popchnięty, głową uderzył w ścianę, upadł, leżał trzymając się za głowę.
interweniowała pani.
dobrze, że zorientowała się.

nie znam kontekstu sytuacji. wg Syna - nie było kontekstu, tylko akcja.

***

Bugalski mówi: jeśli życie ma mieć sens, musi być sensowne.

***

świat zewnętrzny - jedna, wielka pomyłka.

jestem zmęczona.
włażę pod kamień.

poniedziałek, 5 września 2011

[504].

(Viktor Pavlik - Znajdy mene)
ach, te słowiańskie tęsknoty...

***

no i czar prysł.
bo:
- usiadł w ławce z chłopczykiem, do którego chciał się odezwać, a który Mu odpowiedział - nie dotykaj mnie, bo ci przyleję
- gimnastyka była na korytarzu, a nie - w sali
- uczyli się swoich imion, literek w imionach i m.in. łączyli się w grupy wg pierwszej litery imienia, ale tylko On był na literę na którą był (mamo, a co ta pani nie widziała, że nie będę miał pary? mamo, dzieci się ze mnie śmiały, że nie mam pary.)
- pani zakazała rysowania na laurce mamy, bo ma tam być narysowany On (zakleiliśmy więc białą kartką błękitną postać macierzy. w tym miejscu została narysowana identyczna, pomarańczowa postać Syna)
- zgubiły się wycięte z ćwiczeń do matematyki jebane misie - liczmany. jutro będziemy szukali ich w szkole - może wziął je ten Niedotykajmniebociprzyleję.

niedziela, 4 września 2011

[503].

(Chris Botti, Josh Groban, Sting - Shape of my heart)
nie pociągają mnie blondyni, nic a nic... ale tu jakoś nie umiem się zdecydować, który jest seksowniejszy - Botti czy Sting?

chyba Sting.

***

byłam w aptece.
korzystając z okazji zapytałam się pani magister, czy wie, że palenie podobno szkodzi (zanim mnie obsłużyła, ciumkała peta siedząc nonszalancko na krawężniku).
zamówiłam wagon preparatów wspomagających.
będę się pasła selenem, chrząstką rekina, witaminami E, B12, koenzymem Q10 i roślinnymi antyoksydantami.
wzmocnię ciało i stanę się silna jak tur i zdrowa jak ryba.
taki mam plan i nic mnie nie powstrzyma przed jego wdrożeniem.

a chwilowo jestem potwornie zmęczona - dawka 100 mg 5-FU dziennie zaczyna być odczuwalna.
dziś dopiero czwarty dzień... nie wiem, jak ja wytrzymam trzy tygodnie takiego trucia Rakeli...

sobota, 3 września 2011

[502].

(Kult - Czy nie wiecie)
z dedykacją dla Syna, który polubił Kult i skanduje razem z Kazikiem hej, czy nie wiecie, nie macie władzy na świecie.

***

Giancarlo kolejną dobę wykazuje niesłabnący entuzjazm wobec nauki w szkole, a ja to uczucie podtrzymuję.
pęd do wiedzy wyssał (przez czternaście miesięcy) z mlekiem matki, zaś wychowawczyni zrobiła na mnie korzystne wrażenie.
uważam, że połączenie tych czynników powinno zaowocować sukcesami, chociaż w sumie już będę usatysfakcjonowana, gdy nie będzie się nudził.

po lekcjach (ha! jak to brzmi!!!) był godzinę na świetlicy, która zachwyciła Go możliwością samodzielnego spędzania czasu, różnorodnością zabawek i książek oraz nobilitującym kontaktem z dziećmi ze starszych klas.

ciekawa jestem Jego komentarza, gdy się zorientuje, że chwilowo nauka sprowadza się do opanowywania umiejętności pisania, czytania i operacji do dziesięciu...
albowiem Syn imaginuje sobie, że lada dzień powiodą Go do pracowni chemicznej, w której będzie przygotowywał w menzurkach i innych rurkach wybuchowe mikstury rodem z Harrego Pottera.
delikatnie usiłuję wyprowadzić Go z błędu, by uchronić przed rozczarowaniem i glebą.
kluczę opowiadając Mu o podstawówce, gimnazjum, liceum i studiach, o kolejności spraw, o zadaniach na miarę.
a On, niestrudzony, tłumaczy mi, że On da radę, że On chce, że potrafiłby.
- ech... - myślę ze smutkiem - takiego wała, Synu - takie rzeczy w szkole dzieją się tylko w filmach dla dzieci.

szukam więc książki/zestawu małego chemika.
enyajdija?

***

jutro fajna impreza: Onkobieg.

piątek, 2 września 2011

[501].

pomimo niewybrednej poetyki trudno się nie podpisać pod tekstem tej piosenki.
a i melodia - genialnie wakacyjna.



(Paluch - Pan życia)

Pow, pow... aha, aha... pan życia, pan życia
Tej, tej, Syntetyczna Mafia, S. M.
Jedziesz, jedziesz, jedziesz, właśnie tak, oo, ooo.


Jestem panem swego życia,
Od dziś na mnie mów tak
Jak kokainowy haj w Miami Vice
Wyrzucam recepty na psychoaktywne ścierwo
Teraz mam wszystko co trzeba
Proszę już zawsze bądź ze mną
By zobaczyć twój uśmiech w drugą stronę kręcę światem
Kocham życie jak dresy po zażyciu tablet
Przez życie z fartem to tylko kwestia podejścia
Ty, wbij to sobie w łeb, że na porażki nie ma miejsca
Mentalność zwycięzca to jest droga do sedna
Wyciągam wnioski z momentów, kiedy byłem na zakrętach
Dzisiaj w każdy zakręt na ręcznym kurwa wjeżdżam
Wszystko co było złe widzę we wstecznych lusterkach
Ej, nigdy nie pękać, umacniać siebie w wiarę
Wpierdol od życia może też mieć wuchtę zalet
Kciuk w górę, tej, to moja druga ksywa
Pokochaj życie tak jak Mafia Syntetyczna.


2x
Kiedy spytam - kochasz życie?
Ty powiesz - o tak!
Bądź panem swego losu, ziom, jak ja
Jebać krzywe akcje i tych, co robią kwas
Czarne serca to już było, czas garściami z życia brać.


Dobrze wiem, że bywa różnie i często idzie pod górę
Nieważne jakbyś się starał - wszystko zawsze źle pójdzie
Tej, życie to skurwiel, lubi dopierdolić w biedzie
Zapomina się wtedy, że życie może być piękne
Zachowuję rezerwę na te chwile najgorsze,
Codziennie uczę się, jak opanować emocje
Przetrwać jeszcze trochę, jest dobrze, będzie dobrze!
Nawet po miesięcznej nocy, nad ranem wschodzi słońce
Wiem o czym mówię, jebać odwieczną niemoc
Wkurwiaj wrogów rozwojem, rób to co kochasz, zgarniaj pieniądz
Głos mojego serca dawno zamienił się w krzyk,
Codziennie mówi mi rób swoje, swoją drogą idź
Nie rozmieniaj się na drobne, tej, pierdol komercję
Większą satysfakcje daje trudnych szczytów osiągnięcie
Nerwowe napięcie od dziś opada z każdym dniem
Pozytywne myślenie twoim działaniom daje tlen.


2x
Kiedy spytam - kochasz życie?
Ty powiesz - o tak!
Bądź panem swego losu, ziom, jak ja
Jebać krzywe akcje i tych, co robią kwas
Czarne serca to już było, czas garściami z życia brać.


***

tak kolorowo zachodziło wczoraj słońce koło lecznicy, w której przyjmuje Ulubiony Doktorek.
i... niespodziewanka! nie było wczoraj wlewu Irinotekanu. w ramach eksperymentów na sobie, rozpoczęłam monoterapię TS-1, ale za to w megadawce - 100 mg dziennie.
pojawiła się też nowa koncepcja: żeby zrobić - np. za dwa tygodnie, równie ekstatyczny jak pierwszy, wlew Irinotekanu, aby następnie - gdzieś po trzech tygodniach - spróbować wyoperować przerzuty.
- mumble, mumble... i co mam o tym myśleć?
jestem zaskoczona.
muszę zastanowić się, co robić.


(...)
Większą satysfakcje daje trudnych szczytów osiągnięcie
Nerwowe napięcie od dziś opada z każdym dniem
Pozytywne myślenie twoim działaniom daje tlen.


Kiedy spytam - kochasz życie?
Ty powiesz - o tak!
Bądź panem swego losu, ziom, jak ja

(...)

czwartek, 1 września 2011

[500].

(Joe Pass - Autumn leaves)

***

zdumiewające: dożyłam.

minął rok.
raka właściwego już nie ma - są za to dorodne przerzuty.
włosów też nie ma, ale jest za to piękna beatakozidRak.
przedszkolak zamienił się w ucznia.
Niemąż - w nie Niemęża.
wspomnienie po psie - w kota.
38 - w 34.

ciekawe, jaki będzie 1 września za rok.
ciekawe, co i jak się zmieni.
czekam.

***

pamiętacie Wasz pierwszy dzień w szkole?
 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga