wtorek, 31 maja 2011

[408].



(Sidney Polak feat. Pezet - Otwieram wino ze swoją dziewczy)

przy gorącej czekoladzie, która przyfrunęła do nas prosto z Dominikany też się dobrze to śpiewa :)

***

lubię ten stan: wszędzie wszystko uklepane.
podłogi i okna - umyte, arrasy - odkurzone, kocia kuweta - wysprzątana niczym piaskownica przed zimą, kwiaty - podlane, lodówka - pełna, pranie schnie i pachnie (kto lubi nastawiać pralkę na pranie w nocy, ręka do góry), ubrania w garderobie prężą się na wieszakach. rachunki popłacone.
sprawy prawne - szczęśliwie zamknięte przy pomocy królowej prawa rodzinnego, Li (oczywiście do czasu wyznaczenia nowej daty rozprawy, ale to nie wcześniej niż za dwa miesiące).
wierzytelności - skutecznie ruszone dzięki poradzie Kasi (jestem ignorantką: nie miałam pojęcia, że można postraszyć komornika, huhuhuuu! zadziałało!!! Kasiu! super! dziękuję!).
jak donosi Babcia B. spłachetek ojcowizny protoplastów rodu - już prawie wyszarpnięty Skarbowi Państwa (tu pomógł Rzecznik Praw Obywatelskich, buzi - buzi, drodzy urzędnicy w RPO, cmokam Was po ręcach!).
punkcja i odciągnięcie płynu z otrzewnej - zrobione (polecam, prawie nie boli, a ile radości - brzuch się robi mniejszy), zaś płyn udał się do odwirowania na badanie hist. - pat.
wyniki badań krwi - odebrane (no dobra, to nie do końca prawda - w laboratorium gdzieś wciągło proteinogram, trwają poszukiwania).
Ulubiony Doktorek właśnie wraca z zamorskich podróży, więc jak tylko skompletuję wyniki badań, pognam do Niego na kontrolę.
dziecko - zadowolone (nie wytrzymaliśmy i antycypowaliśmy w niedzielę Dzień Dziecka, daliśmy Mu zegarek - od niedzieli co kilka sekund zawiadamia nas, która DOKŁADNIE jest godzina).
last but not least Niemąż zadowolony z siebie (od czasów Ewy, jak wszyscy wiemy, zadowolenie niemężów jest tożsame z zadowoleniem nieżon).

no!

zabieram się więc za pracę.
kochane pieniążki, taś, taś do mnie...

poniedziałek, 30 maja 2011

[407].

(Anna Jantar - Zostałeś sam - z filmu Brunet wieczorową porą)

***

pisałam Wam, że od przedszkola najmocniej kocham się w ciemnowłosych?
nie?
niemożliwe, chyba pisałam.

oto lista moich faworytów.
dziś - mężczyźni.
nieśmiertelny Ridge.
jeszcze bardziej nieśmiertelny Nieśmiertelny.
i taki rozkoszny jako Tarzan!
Dżordż! mistrz! mistrz! mistrz!
Lastkrismas ajgejwju maj hart!
signor Kim Rossi Stuart.
che figo!
Joe Perry,  z Aerosmith.
i jak włosami czarownie machał, gdy grał... ech...
Jim.
trochę orangutan, ale co tam. w nim też się kochałam.
aktualna miłość: oszałamiająco zachwycający Ken Watanabe!!!

a Wy, a Wy moje drogie?
w kim się kochałyście, kochacie?

niedziela, 29 maja 2011

[406].



(Emmanuelle - Pierre Bachelet)

***

sisterhood is powerful.
wierzę w potęgę i moc sprawczą kobiet.
dla miłości, dla idei czy z konieczności potrafimy przenosić góry: wychowywać samotnie dziecko, pracować na kilka etatów, bezinteresownie pomagać innym.

moja wiara w kobiety jest niezachwiana, bo poparta dowodami.
wierzę w kobiecy dialog. co więcej, wierzę w możliwość wspierania się i dawania wsparcia.
dzięki przykładom z życia wziętym wierzę w neutralną życzliwość między byłymi partnerkami (tu pozdrawiam byłą żonę Voldemorta - rozsądną, dobrą i wielkiej urody kobietę - a do tego - mającą klasę; że nie wspomnę o walorach ikony stylu, à bientôt ma chérie Claire, która prócz uroczego akcentu ma subtelne poczucie humoru).
wierzę w oddaną przyjaźń między kobietami. w przyjaźń, która nie wymaga dzwonienia do siebie codziennie. w przyjaźń, która jest mocna jak słońce o poranku.
wierzę w przyjaźń, która umie, w imię szczęścia przyjaciółki, odłożyć na bok miłość własną.

Małgorzata Domagalik w Siostrzanych uczuciach pisze:
Moje myśli to ja. Najskuteczniejsza broń w walce o samą siebie, jaką posiada każda z nas. Nasze myśli są kluczem do tego, kim naprawdę chciałybyśmy być. Możemy za ich pomocą oswoić, co w nas strachliwe, ocalić i walczyć o to, co warte pielęgnowania.
Myślę po swojemu, wypowiadam opinie, w które wierzę, mam prawo do własnego zdania. Mam swoje zdanie. Dzięki niemu mogę nie tylko poinformować świat, że jestem inna, ale mogę się przed nim w wielu sytuacjach obronić. Kto jednak mówi nie tak, jak życzą sobie tego inni, może narazić się na drwinę, krytykę i poniżenie. Rzadko na podziw.


tylko należy zachować ostrożność.
bo powiedzenie mawia: nie mierz ludzi swoją miarą.

jak wskazuje życie oraz pewna czytelniczka Wysokich Obcasów, nie ma solidarności jajników:
Potrafimy pisać o tolerancji i zrozumieniu jednocześnie bluzgając (...). Kategorycznie rozgraniczamy biel i czerń. (...).
Drogie Panie - co się z Wami dzieje? Dlaczego każda dyskusja sprowadza się do próby określenia jedynego słusznego wyjścia? Czy naprawdę nie potrafimy dopuścić do siebie myśli, że to są wszystko indywidualne historie, powody, przyczyny?
Chcąc wyjść ze stereotypów same w nie wchodzimy. (...). Nie wiem czy to jest kwestia braku otwartości umysłu, chęci przekonania siebie samej, (...).
I doskonale wiem, że znajdzie się i jedna i druga 'uprzejma' kobieta, która postanowi dopasować mnie do swojego podziału świata. To przykre i raniące, ale również... obrzydliwe.
Agresja terytorialna. To efekt lęku, przed zdradą, zranieniem, bezowocnym poświęceniem, rozczarowaniem. Tylko granice nie są namacalne.
Kobieta przeciw kobiecie? Dobrze, ale tylko oko w oko.


proszę bardzo: spotkajmy się, pogadajmy.
mam własne zdanie na różne tematy, ale to nie powód do podejmowania prób zdominowania mnie.
więc:
nie wydzwaniajcie po moich znajomych, nie dzwońcie do mnie z zastrzeżonego numeru (zablokowałam), nie wypisujcie groźnych esemesów, nie straszcie sądem ostatecznym.

sisterhood is powerful.
ale byle pipa (dosłownie, to NIE jest metafora) nie będzie moją sister.

sobota, 28 maja 2011

[405].

(Bob Marley and Sublime - Pass the marijuana)

***

- sadzić, palić, zalegalizować - skandował tłum, a my - grupa kobiet i dwóch nieletnich mężczyzn - wraz z nim.
... gdyż, wracając z Pikniku Naukowego, uczestniczyliśmy niechcący w Marszu Wyzwolenia Konopii.

i poczułam się stara.
bardzo stara.

bo tłum zwracał na nas uwagę.
bo tłum, mimo że kompletnie ujarany, utożsamił nas z pokoleniem rodziców.
i widząc nas, skandujące, uczestnicy marszu bili nam brawo i podnosili kciuki do góry w geście aprobaty.

tak.
tłum zrobił mi przykrość.

bo przecież ja nie jestem stara - mój Syn mnie w tym upewnia!
nie jestem stara! jeszcze wiele mogę, przysięgam!
np. bawię się LEGO, oglądam Pingwiny z Madagaskaru, tańczę przy muzyce włączonej na cały regulator...

to za mało?
nie, to nie za mało. ani nie za dużo.
po prostu dorasta następne pokolenie, a ja dopiero dziś to tak wyraźnie dostrzegłam.

piątek, 27 maja 2011

[404].

(Krystyna Janda - Jest fantastycznie!)

Nie mówię, że jest źle
Bo jest, bo jest fantastycznie!
Nie czepiam się, bo patrzę dziś
Na świat bezkrytycznie
Nie mądrzę się, bo można od
Zbyt uczonych tyrad dostać świra
Wolę w mowie rzec Szekspira:
Jest nice, jest nice, jest nice, jest najsympatyczniej
Cudownie jest - do siebie sama mówię
Powtarzam tak wciąż
Bo w życiu dętym, smętnym, mętnym, pokrętnym
Pogadać z kimś inteligentnym chcę
Więc mówię sama sobie
Że mi jest fantastycznie!
Nie mówię: "szaro jest"
Lecz, że jest cudownie szaro
Uśmiecham się do marzeń mych
Z nadzieją i wiarą
I mam ten luz, że z sobą raz
Potrafię być szczera
Jak cholera i w języku rzec Moliera:
Quel bonheur, bo ner- bo nerwy napięte
Tak mówią mi: kochana, ciepła, czuła
Dla siebie raz bądź
Bo w życiu dętym, mętnym, smętnym, pokrętnym
Pogadać z kimś inteligentnym chcę
Więc mówię sobie: jesteś świetna
Jest fantastycznie!
Bo jednak mnie i tobie się przydarzyło
Coś, co bardzo przypomina miłość
Dlatego mówię sobie dziś
Że jest fantastycznie!


***


w przedszkolu wisi wystawka portretów matek z okazji wiadomego święta.
- a to jesteś ty, mamusiu. masz złote włoski, niebieską buźkę, różowy lakier na powiekach i różowe rzęsy - Syn ze swobodnym wdziękiem omawia swoje dzieło. zdaje się nie zauważać różnic w postrzeganiu innych mam przez dzieci.

zapomniałabym: wręczono mi z okazji Dnia Matki korale z makaronu penne.
a dla tatusia został wykonany zielony papierowy krawat. gęsto zdobiony znakami zapytania.



narasta we mnie duszące uczucie wielopłaszczyznowej mnogości znaczeń i podtekstów.
jak w obrazach mistrzów holenderskich.



(ale, jeśli chodzi o znaki zapytania na krawacie, Li pomogła mi zapanować nad sytuacją, pisząc genialne pismo procesowe.
tym samym w niedługim czasie znaki zapytania mają szansę zamienić się w pospolite kropki).

czwartek, 26 maja 2011

[403].



(Deanna Durbin i Wiedeński Chór Chłopięcy - Ave Maria)

***

z okazji Dnia Matki życzę Wam spełnienia się w roli matki, ojca (i syna;)).
albo spełnienia w roli matki - niematki, matki antymatki. matki kontestatorki.
i życzę Wam radości z wyborów, których dokonałyście.



a tu wypiszcie sobie życzenia z okazji dzisiejszego święta:

a za rok przeczytajcie je, ile się udało z nich zrealizować.

ja na pierwszym miejscu wpisuję utrzymać żywy kontakt intelektualny z Synem.
oraz: uczestniczyć w Jego świecie, w Jego pasjach, problemach.

a co dla Was jest ważne w kontaktach z Waszymi dziećmi?
co dają Wam Wasze dzieci?

środa, 25 maja 2011

[402].

(Lao Che - Hydropiekłowstąpienie)

***


tak wyglądam mając 35 lat, 4 miesiące i 9 dni.
tak wyglądam dzień po imieninach, a w przededniu święta Matki.
tak wyglądam będąc matką od 6 lat, 4 miesięcy i 5 dni.
tak wyglądam żyjąc od 7 miesięcy i 11 dni bez żołądka. (bez żołądka, ale też bez źródła nowotworu).

***

byłam dziś w szpitalu na występach.
tradycyjnie podczas USG pan doktor znowu się zmartwił, że zgubiłam gdzieś śledzionę.
tradycyjnie znowu go uspokoiłam, że została usunięta, a dociskanie mnie głowicą w leżankę raczej nie zmieni stanu rzeczy.

wyniki badań niebawem.

wtorek, 24 maja 2011

[401].

(Stanisław Grzesiuk - U cioci na imieninach)
i jeszcze to:
(Eddy Grant - Gimme hope Joanna)

***

imieniny mam.
chyba sobie szczelę kolor i kłafiurę.

poniedziałek, 23 maja 2011

[400].

(Perry Como - Magic moments)

***

planowałam zawiesić na fejsie informację o zbieraniu kasy dla Sylwii.
oceniam, że jednak nie trzeba.
damy radę Jej pomóc naszym lokalnym sumptem.

do dzisiejszego popołudnia na koncie Sylwii uskładaliśmy
3925,66 PLN i 115 USD.
wpłaciło (o ile poprawnie zliczyłam z notatek na blogu Li) 75 osób!
genialnie :)

bardzo dziękuję w imieniu swoim, w imieniu Li oraz samej zainteresowanej, Sylwii.







...i tego... no... yyy... (tu trochę się płonię).
yyyyymm... yyy...
wiecie co mam na myśli?
yyy...
że jestem Wam wdzięczna za tempo reagowania.
i że jestem zaszczycona Waszą obecnością u mnie na blogu.
i że kłaniam się Wam nisko i z uwielbieniem.
(uff... nie lubię publicznych wystąpień).

raz jeszcze: dziękuję!
jesteście wspaniali.

niedziela, 22 maja 2011

[399].

(Miles Davis Quintet - It could happen to you)

Giancarlo oszalał na punkcie Milesa Davisa, dziś przez cały dzień słuchaliśmy do wyrzygania utworu Miles.
jestem na skraju możliwości, gdy widzę Syna zbliżającego się do wieży - wiem, że zaraz będzie odsłuchiwany na cały regulator Miles Davis. albo Ewa Bem. ewentualnie Lao Che.
a sprzęt mamy całkiem całkiem, co prawda jeszcze z czasów mojego korporacyjnego dobrobytu, ale wzmacniacz 225W nadal wiele może.

kontroluję się.
szepczę sobie wewnętrznie omm, ommmm, ommmm.
niech słucha.
podobno muzyka łagodzi obyczaje.

***

Syn zarządził u Babci hodowanie marchewek oraz rzodkiewek.
niestety, warzywa mają u Babci pod górkę.
bo u Babci B. ugór w ogrodzie.
tak to już jest, gdy ma się dom na piaszczystej morenie.
tu rośnie chrobotek, żarnowiec, sosna kanadyjska oraz mikroskopijnych rozmiarów rozchodnik. i nic więcej.
marchewka z rzodkiewką mogą ewentualnie próbować zawalczyć o ulistnienie się - szans na ukorzenienie właściwie nie mają.
i tak, odkąd sięgam pamięcią, trwa ten flirt Babci B. z realiami ogrodu.
rośliny walczą o przetrwanie, a Babcia zaskakuje ogród swoją pomysłowością: podlewa zielsko kilka razy dziennie, przesadza je do donic, donice wkopuje w rabatki.

dla wnuka, dla jedynego wnuka, Babcia B., niczym perfekcyjna Bree, jest gotowa na wszystko.
nawet na mistyfikację.
i tak oto w ten weekend, ku uciesze Giancarla, w ogrodzie Babci B. wyrosły dorodne rzodkiewki.



sobota, 21 maja 2011

[398].



(Ricky Shayne - Mamy blue)

***










miał być koniec świata, a nie ma.
jestem rozczarowana.

piątek, 20 maja 2011

[397].



(Dalida, Bambino)

***


wierzycie, że dobro wraca?
ja tak.
ponownie bardzo proszę Was o pomoc.

Li wspiera Sylwię, która jest w ciężkiej sytuacji życiowej.
(w treść posta wplotłam cytaty z bloga Li).
facet Sylwii jest tymczasowo aresztowany.
Sylwia jest w zaawansowanej ciąży (termin porodu - sierpień), a w domu jeszcze trójka dzieciaków.


Potrzebne są pieniądze na mieszkanie i na niezbędne rzeczy dla półrocznego dziecka, typu pampersy, mleko i zupki, dla dziesięcioletniej dziewczynki wyglądającej jak mały elf i dla siedmioletniego chłopca.
[wpis ze stycznia 2011]

Sylwia Hala, Kraków, nr rach: 65 1050 1445 1000 0090 7055 3459
SWIFT: INGBPLPW
IBAN: PL65105014451000009070553459
paypal: Mo67@poczta.fm

adres do wysłania paczki:
Sylwia Hala
os. 1000-lecia 1/84
31-603 Kraków


(...) zbieram pieniądze na jedzenie dla trójki dzieci i ich matki.
Nie na rzeczy zbędne- tylko na chleb, pampersy, jakieś mięso do zupy i mleko.
Proszę Was o małe wpłaty, dosłownie o 20 zł. Ale gdyby choc co drugi z moich czytelników tyle wpłacił, to kamień spadłby mi z serca.

[wpis z maja 2011]

dziennie odwiedza mnie około dwóch tysięcy osób.
gdyby każdy z odwiedzających wpłacił Sylwii po 1 zł...

Ręczę sobą, że pieniądze nie pójdą na żaden inny cel, bo to naprawdę jest porządna i uczciwa dziewczyna, walczy z losem jak umie, ale sama nie ma szans.
Muszę powalczyć
(Li jest prawniczką) o wyciągnięcie Piotra z aresztu, jest przecież jedynym żywicielem rodziny!
Trzeba jej pomóc, naprawdę trzeba. Ma zdrowe dzieci, ale za chwilę te dzieci będą głodne.
Patrzę na nią i widzę jak chudnie w oczach, na pewno nie dojada.
Pomożecie? Proszę! Wystarczą naprawdę małe wpłaty, byle od wielu z Was!

[wpis ze stycznia 2011]

pomóżcie, proszę.
ja dziś przelałam 20 zł. więcej nie mogę, bo sama mam krucho z kasą - życie od zlecenia do zlecenia niestety implikuje chwile utraty płynności finansowej.
ale zamiast dać w niedzielę na tacę na niewiadomy cel, tu możemy pomóc konkretnemu człowiekowi.
fajne, prawda?

dobro wraca.
wiem to.

czwartek, 19 maja 2011

[396].



(George Michael - Father figure)

***

wychodzimy z przedszkolnego ogrodu.
oszałamiająco pachnie słońcem, bzami, ciepłą ziemią, wakacjami pod namiotem.
- nie, nie jestem pewien, czy nie będziesz się na mnie gniewała - Giancarlo kręci w zamyśleniu rozkudłaną główką.
- co tam, co tam, opowiadaj - tulę w mojej chłodnej dłoni Jego rozgrzaną dłoń.
- całowałem się dzisiaj w usta z Julką - mówi szybko, na przydechu i nieruchomieje, patrzy na mnie spod grzywy, bada moją reakcję.
wie, że całowanie się w usta jest zarezerwowane dla dorosłych, którzy się kochają.
zamyślam się. usiłuję przywołać wspomnienie pierwszego pocałunku w usta.
chyba był ze Zbyszkiem. nie, raczej z Piotrkiem. a może z Mają. przykre, nie pamiętam nic z tego zdarzenia.
Syna niepokoi moje milczenie, więc profilaktycznie rozpoczyna uzasadnianie.
- naprawdę musieliśmy się całować. nad nami ciąży miłość.
- rozumiem - odrywam się od skanowania pamięci.
tak.
serio znam ten stan, Synu.
znam.

- Julkę całowałem bo kocham, ale z Marysią też się całowałem. ale z nią tylko dlatego, bo chciała. jej nie kocham.
jaaasne.
jaka życiowa sytuacja.
ma szansę jeszcze nie raz się powtórzyć w przeciągu najbliższych pięćdziesięciu lat.

***

z dokumentu Informacja o gotowości dziecka do podjęcia nauki w szkole podstawowej, sekcja III., Dodatkowe spostrzeżenia o dziecku:
Jest dzieckiem bardzo wrażliwym. Czasami nad wiek poważny, często zamyślony, jakby nieobecny. Lubiany w grupie. Ma dobry kontakt zarówno z dziećmi, jak i dorosłymi.

środa, 18 maja 2011

[395].


(Pink Floyd, Pigs)


***

mam słabość do świń.
te na zdjęciu obok to moje biurowe koleżanki.
towarzyszą mi w pracy.

wspólnie ryjemy za żarciem.



rano wyrzucałam śmieci i natknęłam się na nią:















absurdalnie przesympatyczna strażniczka śmietnika, prawda?




***

dziś popołudniu byłam na zebraniu w przedszkolu.
od września w całej Polsce wchodzą nowe zasady rozliczania płatności za państwowe przedszkola.
podejrzewam, że sam diabeł wymyślił te nowe zasady.
albo jakaś  p r a w d z i w a  świnia.

wtorek, 17 maja 2011

[394].


(Jessie J - Price Tag).

***

bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
ciekawa jestem, kto jest autorem tego powiedzenia.
chciałabym poznać jego, mędrca tego owego. stopy mu umyć. czoło ucałować.

nurzam się w ekskrementach, w pismach procesowych, w biegłych, w apelacjach, w oszczerczych zeznaniach i kłamliwych odwołaniach.
w związku z tym, co było do przewidzenia, zostałam dokumentnie obryzgana przez gówno.
i mimo wielkiego daru przekuwania porażek w sukces za chuja nie daję rady powiedzieć, że zmoczył mnie deszczyk.
ale.
ale.
ale.
w kupie (tfu!) siła.
jak Li poprawi mi pismo, to mucha na nim nie siądzie.
a ja otrząsnę się z kaki i znów będę udawać, że deszczyk uroczo kropi.

bo, jak twierdzi Voldemort, ściemniłam z chorowaniem.
podwyżka alimentów się nie należy.

dobra, w sumie, od biedy (sic!) zgodzę się: niech chociaż zacznie płacić to, co ma zasądzone poprzednim wyrokiem.
nudzi mnie ponaglanie komornika, który kwęka, że egzekucja jest bezskuteczna.

poniedziałek, 16 maja 2011

[393].



(Таисия Повалий и Стас Михайлов Отпусти)

...w USC pan w okienku się zapytał, czy (zważywszy młody wiek) idę na rekord pod względem ilości wziętych ślubów...

***

17 marca 2011 Pierwsza żona napisała:
Dochodze do wniosku ze w chwili gdy dziecko ma 5,5 roku coś jakby lekko drga.
Mówie tu o szeroko pojetym macierzynstwie.

Nowiec DRGA. Czlowiek sie po 5 latach przyzwyczaja do wiezienia.

Piekne wiezienie z kanapmai z Ikei i z parówkami.
Bez krat, drzwi otwarte, ale jednak.
Strażniczka w balowej sukni i sikajaący czterolatek PILNUJA.

Wiec jestem pogodzona ale nie w taki POGODNY sposób. Raczej jest to rezygnacja.
Waliłam w ściane. Ale rozbolaly mnie ręce. I usiadłam.

Pogodzilam sie z tym ze nie hańbą jest zostac w piatek wieczorem w domu. A kiedys bylo.
Ale jest mi smutno.
Mój łańcuch sięga do przedszkola i spowrotem.

Załaduj, przypnij, odwiez , przywieć odepnij, wyładuj.

Rezygnacja a buntu i mozliwie najlepsze przystosowanie.


a 21 stycznia Zimno opowiadała:
Kiedy stajemy się matkami, umieramy.
I abstrahuję od zmian w ciele, od troski, która się nigdy nie kończy, od wyrzutów sumienia ze względu na każdy wybór, uaktywnionej chronicznie opcji wielofunkcyjnej, odkładania własnych potrzeb i przyjemności w bliżej nieokreśloną przyszłość, od opasłej biblii powinności na stałe w pamięci operacyjnej, od egzystencjalnych trosk o świat i o dziecko.
Abstrahuję.
Chciałabym wiedzieć, jak zamknąć drzwi do domu od zewnątrz, nie zatrzaskując wycia.


ten artykuł cały czas jest we mnie, na wpół strawiony, a czasem cofa się i staje w gardle.
nie mogę się z nim nie zgodzić: stanie się matką odebrało mi dużą część mnie.
i mimo że odkryłam moje nowe, wspaniałe możliwości (chociażby - zaskakująco praktyczne zastosowanie piersi, które do pewnego momentu uznawałam tylko za filuternie efektowną ozdobę), wciąż jednak pielęgnuję wspomnienie o osobie, którą byłam zanim wdepnęłam w macierzyństwo.

tak. kiedy stajemy się matkami, umieramy.

niedziela, 15 maja 2011

[392].



(Spinvis - Bagagedragen)

***
byliśmy dziś na festynie O Holender.
świętowaliśmy urodziny królowej Holandii.

Giancarlo handlował na kocyku swoimi zabawkami.

wymienił robota na tor Hotłilsów.
mimo dżdżystej pogody uczestnicy bawili się dobrze...
...co widać na powyższym zdjęciu.
u Giancarla można było kupić koparkę.
obejrzeć Kubusia Puchatka.
zastanowić się nad Kung Fu Pandą.
niektórzy kupili pomarańczowego tulipana.
inni - zaopatrzyli się w wielofunkcyjny płaski klucz plastikowy w kolorze szarym.
Giancarlo wygrał w konkursie wielką pakę LEGO CITY!
a oto nasza sąsiadka z kocyka po prawej stronie.
pani ogląda książki wyłożone na kocyku po lewej stronie od naszego.
goede dag! :)
oooo, idzie deszcz!
i pada! pada na Spidermana.
pada na panią Torbę.
pada na Księżniczkę.
moczy psie łapki.
a na zakończenie - pora na wypuszczenie balonów - nielotów.

lećcie balony, lećcie!
do zobaczenia za rok!
tot ziens! :)))

sobota, 14 maja 2011

[391].



(Elizabeth & the Catapult - Perfectly Perfect)

***

weekendzik.
ruszyliśmy z Synem wieczorowo poro do Chujni.

zamawiam omleta.
- ty się zastanów, czy ty możesz jeść omleta - kwestionuje Syn.
- mogę, przecież w domu jem. - argumentuję nieśmiało.
- ale tu jest knajpa, to co innego, czy ty wiesz co robisz? - Syn jest nieustępliwy - potem będzie Ci słabo, pomyślałaś o tym?

żuję omleta.
jest ogromny, z trzech jaj, przełożony kilogramem dżemu truskawkowego, polany syropem truskawkowym, posypany cynamonem, obsikany po wielokroć bitą śmietaną.
miał rację, przemyka mi przez głowę - zasłabnę - za dużo tu cukru i tłuszczu.
przystępuję do ataku.
- zjedz trochę ode mnie, proszę, niech to będzie Twoja kolacja - mierzę w szczerbatą paszczurę omletem nadzianym na widelec.
- nie chcę, dziękuję bardzo - Syn patrzy na mnie beznamiętnie i bezlitośnie kontynuuje: sama zjedz, przecież to ty chciałaś omleta.
- zjedz, bo nie pozwolę Ci spać ze mną - syczę. widząc Jego zdziwione spojrzenie dodaję - tak, wiem, to szantaż emocjonalny, ale sam widzisz, jak dużo mam tego omleta.
- dobra, kawalątek zjem. - Giancarlo łaskawie się zgadza i otwiera buzię tak, że może, ewentualnie, mógłby zmieścić w niej jednego wyssanego tik-taka, a może - pół.
sapię zła na siebie i na omleta.
- kiedyś, jak będziesz starszy, powiem Ci co myślę o takim jedzeniu - złorzeczę enigmatycznie.
- a co mi powiesz? powiesz: kurwa, ale duży naleśnik z tego omleta? - dopytuje się z zainteresowaniem Syn.

spadam z kanapy szarpana spazmami głupiego chichotu.

piątek, 13 maja 2011

[390].

(Anna Serafińska - Chodzi o to żeby nie być idiotą)

***

przepraszam, ale muszę:
- z jakiej rodziny pochodzi Marta Kaczyńska?
- Marta Kaczyńska pochodzi z rozbitej rodziny.
wiem, że niesmaczne, ale dowcipne.
dziś taki dzień.

***

bo dziś był kolejny dzień masakry, tym razem - domowo - biurowy.
skupiłam się na pisaniu donosów, ponagleń, zażaleń, skarg i odpowiedzi.
nie dam się robić w balona, proszę pani adwokat w imieniu powoda działającej z nieobciętymi i niedomalowanymi od dwóch miesięcy paznokciami u stóp.

swoją drogą (pomijając kilkumiesięczny brak pedikjuru) zastanawiam się nad moralnym aspektem sprawy - czy prawnik działając w imieniu klienta wierzy w jego prawość?

czwartek, 12 maja 2011

[389].

blogger się chrzani.
i pożera posty z komentarzami.
niedobrze, muszę zaimportować blogaska, w-razie-gdyby-co.

***



(Projekt Warszawiak - Nie ma cwaniaka nad warszawiaka)

***

przebrałam się z zakrwawionych ubrań.
piłę, siekierę i tasak ponownie naostrzyłam.
na ramieniu siedzi mi Vileda, kocica o spojrzeniu i wyglądzie rysia.
jesteśmy żądne sprawiedliwości. jesteśmy gotowe same ją wymierzyć.

bójcie się, maluczcy! trwają porządki!


zdradzę Wam tajemnicę - lepiej ze mną nie zadzierać.
rozjuszona jestem nieobliczalna.

- mrrach, mrrach, mrrrach!! - dodaje rozwścieczona Vilcia, nerwowo ruszając końcówką puchatego ogona.

środa, 11 maja 2011

[388].

tu był post, którego blogger zeżarł.
R.I.P.

piosenka była taka:
Natalia Iwanowa Oj ty babo

a post traktował o tym, że ludzie co innego mówią, a co innego robią.
i zacytowałam Kwokę, matkę Kurki, która zagdakała mi dwa miesiące temu do telefonu, że liczą się czyny, nie - słowa.
i że wybieram się na miasto robić porządki. piłą.


a przy okazji (lecz w temacie) dodam coś od marszałka Piłsudskiego: naród wspaniały, tylko ludzie kurwy.

wtorek, 10 maja 2011

[387].

(Adele - Rolling in the deep)

***

- mamo, chcę się tobą opiekować, bo jestem mężczyzną.
przewaliłam dziś wieczorem kilkanaście amerykańskich blogasków "przetrwalników" (survivorów).
w każdym z nich autorzy bardzo silnie kładą akcent na odczuwaną wdzięczność, radość z życia.
mam to samo.
a nie czułam czegoś podobnego przed zachorowaniem, choć żyłam bardzo intensywnie.
wnioskuję, że opisywane uczucie jest nie tylko amerykańskim hurraoptymizmem; to rodzaj - nazwijmy go roboczo - szczęścia, które jest pochodną docenienia życia jako takiego.

i zauważyłam, że stałam się mistrzynią przekuwania porażek w sukcesy.
do tego stopnia, że zastanawiam się, czy istnieje taki cios, w którym nie dostrzegłabym pozytywów.
wiecie co mam na myśli?

poniedziałek, 9 maja 2011

[386].

(Moby - Wait for me, Villa remix)

***

odebrałam wyniki badań.
wszczepów brak.
nie zauważono, w każdym razie.

płynu w otrzewnej, za wątrobą i w miednicy mniejszej mnóstwo.
pęcherz przecieka?

a markerów nie robię, nie chce mi się humoru psuć.

i w sobotę zważyłam się u Gibcia i Karata.
46 kg.
nieźle!

niedziela, 8 maja 2011

[385].

z filmu Across the Universe - Hey Jude The Beatles

Hey Jude, don't make it bad.
Take a sad song and make it better.
Remember to let her into your heart,
Then you can start to make it better.

Hey Jude, don't be afraid,
You were made to go out and get her,
The minute you let her under your skin,
Then you begin to make it better.

And any time you feel the pain,
Hey Jude, refrain,
Don't carry the world
upon your shoulders.
For well, you know that it's a fool,
who plays it cool
By making his world a little colder.
Na na na na na
na na na na

Hey Jude, don't let me down.
You have found her now go and get her.
Remember to let her into your heart,
Then you can start to make it better.

Na na na na na...

Jude, hey Jude, hey Jude, hey Jude, hey Jude, hey Jude, hey...

Na na na na na..
.

***

Pola wysłała mi dziś linka do tej piosenki.

And anytime you feel the pain,
Hey Jude, refrain,
Don't carry the world upon your shoulders.

For well, you know that it's a fool,
Who plays it cool
By making his world a little colder.


***

za dużo ostatnio wyjeżdżałam, porzucając Syna to tu, to tam.
stęsknił się za mną bardzo i nie odstępuje mnie teraz na krok.
a ja muszę nadrabiać zaległości, nie mam czasu na życie rodzinne. korzystając z niedzieli, zajęłam się pracą. Giancarlo przy mojej nodze, na dywanie, budował z LEGO schron dla przestępców, którzy zbiegli z więzienia.
zainstalował im nawet klimatyzację oraz system wczesnego ostrzegania o zbliżających się policjantach.

hm, nie wiem, co o tym sądzić.

sobota, 7 maja 2011

[384].

(Emmylou Harris & Sarah McLachlan - Angel)

***

Konta, w które można rzucić "cegiełką" :

96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
nr konta Fundacji Świętego Mikołaja
ul.Przesmyckiego 40 05-500 Piaseczno
Proszę koniecznie dodać dopisek
"Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

I super konto do wpłat zagranicznych!
Nordea Bank 18 1440 1387 0000 0000 1092 6483
Fundacja Świętego Mikołaja
ul.Przesmyckiego 40 05-500 Piaseczno
Swift/ Bic : NDEAPLP2
Iban to literki Pl+nr konta
Proszę koniecznie dodać dopisek
"Na leczenie Pauliny Pruskiej"
***

Pau pilnie potrzebuje pieniędzy na leczenie.
pomóżmy, proszę.
 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga