sobota, 31 grudnia 2011

[621].


(Muppety - Mahna mahna)
kiedyś Niemąż zrobił mi niespodziankę i wgrał mi do telefonu tę piosenkę jako dzwonek.
uwielbiam te dwa różowe, kosmate stworki o błękitnych powiekach.
Syn twierdzi, że to są krówki.

***

nie mam siły pisać, mam potężną zniżkę, dziś od popołudnia znowu boli mnie bolicoś.
ale że okoliczności są świąteczne, więc życzę Wam, czego tylko zechcecie.
M.Raczkowski

a tymczasem wracam do oglądania szwedzkiego kucharza.
(Szwedzki kucharz - Ping pong kurzymi jajkami)

piątek, 30 grudnia 2011

[620].


(The Calling - Wherever you will go)

***

byliśmy dziś w gościach u Xeny.

poznałyśmy się dzięki wspólnemu chemioterapeucie - Ulubionemu Doktorkowi.
poznawałyśmy - dzięki pisanym przez nas obie blogom.
w sumie więc niewiele o sobie nawzajem wiemy, ale i tak wytworzyłyśmy magiczną, niewirtualną więź.
fajnie było posiedzieć koło siebie, wtulona jedna w drugą, patrzeć jak nasze dzieci rozrabiają jak szalone.

no właśnie.
nasze dzieci momentalnie przypadły sobie do gustu i ochoczo podjęły się wymyślonej ad hoc zabawy w rzygi.
niewtajemniczonym objaśniam: rzygi to zabawa towarzyska, ruchowa.
stanowi skrzyżowanie berka, gry w zielone i chowanego.
grać w nią może dowolna ilość osób, pod warunkiem, że potrafią wczuć się w absurdalny klimat łapania wyimaginowanych rzygów w powietrzu, z jednoczesnym gromkim wrzeszczeniem jesteś zarzygana/-y! twoje włosy są w rzygach! jesteś królem/królową rzygów!





to niesamowite, jak dzieci świetnie potrafią poradzić sobie z traumami, których były świadkami.

czwartek, 29 grudnia 2011

[619].

(Renan Luce- La lettre)
koniecznie obejrzyjcie teledysk!

środa, 28 grudnia 2011

[618].

(Ryuichi Sakamoto - Dolphins)

***

witajcie w Japonii.
może pójdziemy na spacer do jednego z najpiękniejszych tokijskich parków?
Rikugien (六义园), czyli ogród sześciu wierszy.
zostało w nim przedstawione 88 scen ze znanych wierszy.

dobra, przecież nie o spacer chodzi.
idziemy tu:
oddział poczty w dzielnicy Shiba, w Tokio.
stąd startuje moje lekarstwo.
                                   źródło: http://www.panoramio.com/photo/59766620

w tym tygodniu przyleci do Polski kolejna porcja tabletek chemiorakoterapeutycznych.
tymczasem podglądam paczkę na stronie japońskiej poczty.
29 grudnia rozpocznę szósty kurs chemioterapii japońskim lekiem TS-1.
a w następnym tygodniu powinnam otrzymać opis badania w rezonansie magnetycznym.
dowiem się wówczas, jakie efekty przynosi leczenie: czy przerzuty się zatrzymały, czy może były łaskawe zmniejszyć się.


póki co, z wielką przyjemnością, wdzięcznością,
wszystkim
wpłacającym
bardzo 
serdecznie

dziękuję
za pomoc.











(kibicującym, wspierającym, czytającym, piszącym - oczywiście też!
że nie wspomnę o wyrzucających śmieci, noszących zakupy, targających dywany, podających herbatę, wciskających banany, klepiących plecy, o podwozicielach, dokarmiaczach, zabawiaczach, pocieszaczach, zastrzykorobach i o wielu, wielu innych wspaniałych pomagaczyniach i pomagaczach.
ajlawjuwerymacz!)

wtorek, 27 grudnia 2011

[617].



(Alain Bashung - La nuit je mens)

***

postanowiliśmy, po etapie grafika komputerowego, przymierzyć się do bycia lekarzem - właścicielem szpitala.
opracowaliśmy w szczegółach biznesplan i przygotowaliśmy analizę SWOT.
narysowaliśmy szpital (wnętrze oraz fasadę), logo oraz ustaliliśmy optymalne usytuowanie działki.
dwa tygodnie temu plany legły w gruzach.
postanowiliśmy nieodwołalnie zostać biologiem morskim, a dokładniej - specjalistą od krewetek oraz krabów.
zgłębiamy temat, posiłkując się internetem oraz literaturą celulozową, tudzież wiedzą matki.
i tak żeśmy sobie konwersowali o etologii zwierząt, z silnym akcentem na karcynologię, aż matkę zagoniliśmy tam, gdzie skorupiaki zimują.
- mamo, skoro w świecie krabów nie ma uczuć, tylko walka o przetrwanie, o jedzenie, to jak one rozmnażają się, skoro nie czują do siebie miłości?
ooosiemaaaaa.
zatkało mnie.
- rozmnażają się bez miłości, tylko po to, by zapewnić ciągłość gatunku. - odpowiedziałam szczerze, choć z obrzydzeniem.
(oglądaliście kiedykolwiek duże zdjęcie kraba?
matko, co za pokraczne mutanty, Stwórca chyba miał migrenę, gdy je tworzył.
nie wspomnę wcale o tym, że ich życie płciowe mierzi mnie i odrzuca z definicji).
- a u ludzi też tak się zdarza, że mogą mieć dzieci bez miłości?

poniedziałek, 26 grudnia 2011

[616].

13 grudnia 2009 jeden taki jakiś zaczepił mnie na portalu randkowym.
na profilu zamieścił same durne zdjęcia. a opis profilu miał przemądrzały.
po dwóch tygodniach zdawkowej korespondencji (wymieniliśmy ze sobą może z pięć jednozdaniowych wiadomości) zaprosiłam Go - na przyczepkę - do kina. i tak szłam na seans z przyjaciółką.
po kilku dniach była wieczorna herbata w wegetariańskiej knajpce.
z Giancarlem w roli głównej.
Syn wychodząc z knajpy chwycił nas za ręce i nie puścił.
kazał się prowadzić w środku, a Niemężowi powiedział, że jest Jego ulubionym Wujeczkiem i że Go zaprasza do naszego domu, bo w domu mamy bardzo przytulnie.
moi chłopcy najmilejsi.











a potem...
... wspólne życie potoczyło się z rozmachem i wieloma, wieloma niespodziewanymi zwrotami w fabule.















dziś obchodzimy drugą rocznicę spotkania - zapoznania w kinie.

Hołdys napisał dwa dni temu na twarzoksiążce, że jeśli dysponowałby maszyną czasu, cofnąłby się do dnia, w którym poznał swoją żonę Gusię i chciałby przeżyć jeszcze raz wspólne życie, co do sekundy.
mam tak samo.

***

powtórzę raz jeszcze, dawno temu opublikowane na blogu słowa Pierwszego Listu do Koryntian.
i chociaż brzmią patetycznie, są jednym z najpiękniejszych znanych mi wierszy miłosnych.

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.
Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.




chwilo, trwaj.
jak długo się da.

niedziela, 25 grudnia 2011

[615].

(Jeff Buckley - We all fall in love sometimes)

***

***





sobota, 24 grudnia 2011

[614].

(znalezione na fb)
już jutro będzie Święto Bożego Narodzenia.

a tymczasem, z okazji Wigilii, życzę Wam zdrowia i miłości.
bo nic więcej w życiu się nie liczy.

piątek, 23 grudnia 2011

[613].

(K-Maro - Femme like you)

***

oto nastał koniec trzeciego tygodnia piątego kursu, zwany również czwartkiem.
a jak czwartek, to morfologia.

po spotkaniu się ze Świętym Mikołajem, odebrałam wyniki.
Ulubiony Doktorek powiedział, że jestem zdrowa jak rydz (oprócz ciut rozjechanej morfologii, bloku metabolicznego w wątrobie i braku żelaza).
zaczynam więc od dziś łykać żelazo, a dla zdrowotności wątroby dziabnę coś hepatolubnego.

poza tym boli mnie ucho i gardło.
a Babcia B. wyczytała, że 1/3 Polaków deklaruje się, że nienawidzi Świąt Bożego Narodzenia.

czwartek, 22 grudnia 2011

[612].

(Alain Bashung - Je fume pour oublier que tu bois)

***

samopoczucie średnie, więc leżę w łóżku, wwąchuję się w szyję Syna, oglądamy filmiki o zwierzętach.

przy 0:44 wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.

***

zgodnie z sugestią pani doktor z Uniwersytetu Medycznego z Banacha (Marto, raz jeszcze dziękuję serdecznie za kontakt!), która jako last but not least porównywała płyty z tomografiami, udałam się dziś na badanie rezonansem.
droga na Lublin.
piesek kiwa łebkiem: będzie dobrze, będzie dobrze.
badanie przebiegło w atmosferze klinicznej uprzejmości, zabarwionej małoobrazkową empatią.
do czasu.
aż jebnęło coś w maszynie.
i z powodu zaniku napięcia badanie wystrzeliło się w kosmos.
i trzeba powtórzyć proszę oddychać - proszę nie oddychać jeszcze raz.
opadły ręce badającym.
a mnie ścierpł tyłek.

po grubo ponad dwóch godzinach nieruchomego leżenia w rezonansie, zaś w sumie po siedmiu godzinach na czczo, poprosiłam o kubek herbaty z dużą ilością cukru.
i tu - niespodzianka - zaprowadzono mnie do kuchni dla personelu (w klinice nie ma barku dla pacjentów), gdzie zostałam ugoszczona.
jak mawia Pismo: spragnionych napoić,
chuder(l)akom dać żreć
.
krępują mnie takie gesty serdeczności.
wprawiają w zakłopotanie.
robi mi się bardzo miło i smutno.
bo myślę, że nie tylko o życzliwość chodzi.
że gest jest efektem tego, co ci ludzie zobaczyli.

***

Was też rozbawił moment z arbuzem?

środa, 21 grudnia 2011

[611].

(Diana Krall - Count your blessings instead of sheep)

***
z Obcym, który przez dziewięć miesięcy zasiedlał mnie, czytaliśmy wieczorami w łóżku.
Obcemu, który po wykluciu się - w wyniku którego transformował się w MinistraKaliszaWŚpiochach zwanego również Pulpetem lub NajpiękniejszymChłopcemNaŚwiecieWSwojejKategoriiWiekowej - czytałam co wieczór przed zaśnięciem.
ojp, co to był za czas!
już po niespełna dwóch latach klęłam pod nosem jak szewc, gdy zbliżał wieczór.
- mama, cita.
- mama, tu cita to.
- mamaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, oć. mama, cita.
i radosny rechot spod trzewi. bo po raz tryliardowy mały miś znalazł swoją mamę.
bo po raz megabilionowy pan pomidor przedrzeźniał ogrodniczkę.
aaa!!!

i tak przez kilka lat.
po Małym Misiu były dziesiątki dziesiątek książek.
i nagle, miesiąc temu, pstryk.
koniec.
skoń-czy-ło-się.
umie czytać.
koniec z mamusiu, a co tu jest napisane.
nie ma chodź mamo, poczytasz mi komiks.
żegnaj, swobodne pisanie na skajpie, bezkarne mailowanie.
pa! tajemnicza korespondencjo rzucona beztrosko na stół.
żegnajcie anonimowe miasta i ulice, kinowe repertuary, sklepy, reklamy, promocje, sery (to nie radamer, to morski. nie kupuj go, mamusiu, ja znajdę radamera).
żegnajcie, nierozpoznane nazwy miesięcy, dni.

każde słowo, każda litera muszą zostać połknięte i przetrawione.
- mamo, będę w łóżku czytał gazetę.
- mamo, tu jest napisane "absorbować". istnieje takie słowo "absorbować"? nie powinno być "aprobować"?
- mamo, a to twoje lekarstwo ma japońskie litery, wiesz że ja nic z nich nie rozumiem?
- mamo, zanim zawieziesz mnie do szkoły, ja poczytam sobie.
- mamo, czy mogę czytać przy śniadaniu?
- mamo, dlaczego nie umiem czytać po angielsku?
- mamo, idę do ubikacji, biorę książkę.
- mamo, wezmę komiks do szkoły, poczytam sobie na przerwie.

list czytam!

e, chłopaki, poczytam wam komiks o Garfieldzie.

ciii... nie przeszkadzaj.
nie widzisz, że czytam?

tak, wiem że już wychodzimy do szkoły.
ja tylko muszę tu doczytać.
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!

wtorek, 20 grudnia 2011

[610].

(Shadowlight - Dreaming awake)
współczesny King Crimson.
lubię, bardzo.

***

odrabianie lekcji.
jest stajl: czapka po domu.
mama nosi, dziecko nosi.
- mamo, a mogę spać w czapce tak jak ty?

***

- mamo, po co są te wszystkie lekarstwa, przecież ty jesteś już zdrowa, prawda?
- nie, nie jestem, ale staram się.
- a kiedy będziesz zdrowa?
- nie wiem.
- ale kiedyś wyzdrowiejesz całkiem, prawda?
...

***

co nam dziś powie Thich Nhat Hanh?
(...) gdy ktoś naprawdę dba o siebie, dba o wszystkich. Przestaje przysparzać cierpień światu, sam stając się źródłem radości i świeżości. Tu i ówdzie spotyka się ludzi, którzy potrafią naprawdę o siebie dbać, żyjąc szczęśliwie i radośnie. Ci ludzie to nasza najmocniejsza podpora. Wszystko, co robią, robią dla wszystkich. (...). To jest medytacja miłości.
(Nauki miłości, str. 22)

jestem zachwycona tą książką.
znajduję w niej moje myśli.
myśli, których nigdy nie umiałam tak szczegółowo ująć, a tu zostały uporządkowane, jasno wyrażone.
staje się światło.
piękne to.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

[609].

(Neil Diamond - If you know what I mean)
(...)
If you know what I mean, babe
If you know what I mean, babe.


***

czytam Gałczyńskiego i chichoczę jak fretka.
Teatrzyk Zielona Gęś ma zaszczyt przedstawić "Dziwnego kelnera"

Występują:
Dziwny Kelner
Gość I
Gość II
i Gość III

Dziwny Kelner:
Pan płaci?

Gość I:
Kotlet barani.

Dziwny Kelner:
Kotlet barani dwieście.
Wódki nie było?

Gość I:
Wódki nie było.

Dziwny Kelner:
Wódki nie było pięćset.
Piwo?

Gość I:
Piwa nie było.

Dziwny Kelner:
Piwa nie było sześćset, kotlet dwieście, osiemset, dziękuję panu. (do Gościa II) Ozór sos chrzanowy?

Gość II:
Jajecznica z trzech.

Dziwny Kelner:
Ozór sos chrzanowy nie było dwieście pięćdziesiąt jajecznica z trzech dziewięćdziesiąt dziewięć, szampan nie było sześć tysięcy, razem 6349, dziękuję panu, dobranoc panu.

Gość III:
(wstaje i za pomocą dębowej laski robi dziurę w głowie Dziwnego Kelnera)

Dziwny Kelner:
Dziura w głowie osiemset pięćdziesiąt, kotlet wieprzowy dwieście, razem tysiąc pięćdziesiąt, piwa nie było, sto, tysiąc sto pięćdziesiąt, dziękuję panu, dobranoc panu.
Moje uszanowanie panu.
K U R T Y N A


***

już mi lepiej, o wiele lepiej.
po pierwsze - wtulenie się w Niemęża czyni cuda.
Jego uczucie ma wielką moc.

do drugie - czytam Nauki o miłości Thich Nhat Hanha, które ofiarował mi Jasiu S., nasz nauczyciel po krainie medytacji.
i tak mi się wszystko ładnie układa.
Trzecim składnikiem prawdziwej miłości jest "mudita", czyli radość. Prawdziwa miłość zawsze przynosi radość nam i osobom, które kochamy. Jeżeli nasza miłość nie ma takiej mocy, nie jest prawdziwa.
(...). Wiele drobiazgów może nas uszczęśliwić. (...). Trwając w stanie uważności, możemy naprawdę dotknąć tych przecudnych, ożywiających rzeczy i zjawisk; tak właśnie, naturalnie, wzrasta w nas stan radości. Radość zawiera szczęście, a szczęście - radość.
(...). Cieszymy się, widząc szczęście innych, ale cieszymy się także, gdy i nam jest dobrze. (...). Radość jest dla wszystkich.



więc podzielę się z Wami moją radością i moim szczęściem.
przede wszystkim: kocham i jestem kochana.
mimo wielu wielkich kłopotów jest mi w życiu dobrze - nawet jeśli czasami robi się smutno, bo bolące cośboli wywołuje lęk przed nieznanym zagrożeniem.


a ponadto, gdy kupowałam dziś w biletoautomacie bilet, z maszyny wysunęło się, nie wiedzieć czemu, dziesięć złotych.
i przyśnił mi się bardzo ciepło, energetycznie, W.H., mój ulubiony były szef, z którym łączy mnie walka o zdrowie.
i dostałam całkiem bez okazji bukiet szesnastu róż (tylko czemu szesnastu?).
i wypiłam pyszne caffe latte (na mleku sojowym - takie rzeczy na mieście tylko w Kofihewen).
i Syn mi powiedział, że jestem najbardziej nastolatkową mamą ze wszystkich mam dzieci z Jego klasy.
i że miał dziś świetny dzień.
i otrzymałam od Ingrid piękną kartkę bożonarodzeniową. dziękuję bardzo! thank you very much!


a co u Was dziś dobrego się wydarzyło?
opowiedzcie, proszę.

niedziela, 18 grudnia 2011

[608].

(Levon Minassian i Armand Amar - Tchinarese)

***

nie, do cholery.
tak nie może być.
nie mogę dać się złemu nastrojowi.

szukam równowagi w prostych czynnościach.
kontrolowanie oddechu.
pranie, odkurzanie, mycie naczyń.
wygłupy z Synem.
miętolenie Viledy.
czytanie wierszy.
i wreszcie, najprostszy ze znanych mi sposobów chwytania pionu: śmiech.
najlepiej taki nieskomplikowany, ludyczny.

Dana wysłała mi dowcip, który mnie serdecznie rozbawił.
pewnie dlatego, że wyobraziłam sobie Giancarla i Niedobrą Przedszkolankę.
(którą razem z Niemężem wyeliminowaliśmy z obsługi grupy Syna, bo biła dzieci, wiązała im taśmą klejącą ręce itp.).

oto dowcip:
Pani przedszkolanka pomaga dziecku założyć wysokie, zimowe butki. Szarpie się, męczy, ciągnie...
- No, weszły!
Spocona siedzi na podłodze, dziecko mówi:
- Ale mam buciki odwrotnie...
Pani patrzy, faktycznie! No to je ściągają, mordują się, sapią... Uuuf, zeszły! Wciągają je znowu, sapią, ciągną, ale nie chcą wejść... Uuuf, weszły!
Pani siedzi, dyszy a dziecko mówi:
- Ale to nie moje buciki...
Pani niebezpiecznie zwężyły się oczy.
[tu jest ten moment, kiedy już się śmieję] Odczekała i znowu szarpie się z butami...Zeszły!
Na to dziecko :
- ... bo to są buciki mojego brata, ale mama kazała mi je nosić.
Pani zacisnęła ręce mocno na szafce, odczekała, aż przestaną jej się trząść, i znowu pomaga dziecku wciągnąć buty. Wciągają, wciągają... weszły!.
- No dobrze - mówi wykończona pani - a gdzie masz rękawiczki?
- W bucikach!


a jakie są Wasze metody łapania równowagi, gdy przychodzi czarny, kosmaty lęk?

sobota, 17 grudnia 2011

[607].

dobry wieczór.
właśnie się obudziłam.

i nie czuję się dobrze.
i boli mnie jakieś coś.
i do tego dostałam dziś kiepskie wiadomości o Michałku Romaniuku.
i jeszcze parę innych maili - smutnych, przestraszonych.

cóż, dotykam życia.
takie właśnie jest.
jest.

***

W złotych strzępach liści...- Jan Lechoń

W złotych strzępach liści drzewa nocą stoją,
Księżyc srebrne smugi po ziemi rozwłóczy.
Nic mi nie pomoże na tęsknotę moją,
Już mnie żadne szczęście od niej nie oduczy.

Pobielały domy od srebrnej poświaty,
Jesienny przymrozek słabe ciało krzepi.
Tylko zeschłe liście, tylko zwiędłe kwiaty!
Może być, jak było, może nie być lepiej.

piątek, 16 grudnia 2011

[606].

(Fredericks Goldman Jones - Tu manques)

***

lubię dotykać życia.
mam tak odkąd pamiętam.
zatrzymuje mnie tu i teraz.
odczuwam to, co jest, takim jakie jest.
z tą różnicą, że kiedyś nie uginałam karku.
i teraz mam trochę więcej cierpliwości.
zgadzam się, akceptuję.
po prostu tak ma być.

przyjmuję wszystko, co otrzymuję.
i uważnie się przyglądam.
i cieszę się, że jest.



tego samego uczę Syna.
i lubię patrzeć, gdy zatrzymuje Go codzienność w swojej niezwykłości.
szadź na łące, kot w oknie, kształt chmury, smak kanapki.
żyjemy.
ale to fajne.

***

Konstanty Ildefons Gałczyński - Hymn starców

I.
Miliardy są nas na tym świecie,
który mgliście widzimy przez szkła,
I każdego z nas w dołku gniecie,
i każdy z nas zgagę ma.

Nam nie wolno ogórków i grzybków,
nas malutki zabija rydz,
nam nie wolno niczego za szybko
i nie wolno w ogóle nic.

REFREN - chór
Ale choć nam nawala w wątrobie,
choć nas męczą zastrzyki i kasze,
śmiało, starcy, stańmy na głowie.
Ziemia młodym. Lecz niebo jest nasze.

II.
My podobni jesteśmy duchom
i staramy się trzymać, lecz
czasem we śnie odpadnie nam ucho
albo noga lub inna rzecz.

Czasem w mózgu zaśpiewa ptaszynka
lub króliczek podskoczy hop-siup
czasem nawet zaszkodzi nam szynka
i już koniec, i astry na grób.

REFREN - chór
Ale choć nam nawala w wątrobie,
choć nas męczą zastrzyki i kasze,
śmiało, starcy, stańmy na głowie.
Ziemia młodym. Lecz niebo jest nasze.

czwartek, 15 grudnia 2011

[605].

(Kosheen - Recovery)
jest MOOOOC.

jeszcze tydzień do końca piątego kursu chemii.
wątroba boli, ale co tam.
dzięki wysokiej bilirubinie jestem tak ślicznie opalona.
a potem szósty kurs.
i siódmy.
i ósmy.
i tak do skutku.

***


ubiegłego tygodnia powyższy list, pełen szczerego żalu, został przekazany na mamine ręce - z gorącymi przeprosinami dla rzeczonej - i z prośbą przekazania dalej, świętemu Mikołajowi ( - ja wiem, że święty Mikołaj nie żyje, bo on żył bardzo dawno, ale teraz żyją są jego zastępcy, prawda?).
Mikołaj jednak był łaskaw, prezent przyniósł.

Syn ubolewa, że każdy z nas coś dostał, tylko Vileda poszkodowana.

w ramach specyficznie pojętego prezentu odbieramy dziś dla niej hipoalergiczną karmę.
może opamięta się i przestanie wydrapywać sierść przy uszach.

***

- czy chcesz wiedzieć, gdzie mieszkają rasowi kloszardzi?

- pffff.... przecież to oczywiste...

takie piękne posłanko w lamparcie cętki kupiłam jej w Biedrze... mięciutkie, stylowo - buduarowe...
nie chce w nim leżeć.
woli kartonowe pudło.
co za swołocz.

środa, 14 grudnia 2011

[604].


Sic - Hey w interpretacji CeZika

***

jestem bardzo zmęczona.
przypuśćmy, że z powodu tysiąca problemów i setek spraw do załatwiania.
przypuśćmy.
i niech tak zostanie.

***

Nie dobijaj się
Nie otworzę Ci
Nie wyglądam dziś
przesadnie ładnie
Późno przyszedł sen
Przyszedł i był zły
Nie mam siły
na zabawę w przyjaźń

(...)

wtorek, 13 grudnia 2011

[603].

(Cake - Take it all away)

***
pot zalewał mi oczy, dłonie pełne były bolesnych odcisków, ale dzielnie produkowałam i zdobiłam tony świątecznych ciasteczek.


dobra, kłamię.


siedziałam rozparta w fotelu, żarłam co się dało, piłam wino i patrzyłam, jak tradycji staje się zadość.

oto fotorelacja.
duńskie klocki odniosły zwycięstwo nad szwedzkimi foremkami.

pierniki do pierników!

pierniczenie się ze zdobieniem.

opierniczanie się.

i wpierniczanie.

jak u Was?
dostaliście już świątecznego amoku?

poniedziałek, 12 grudnia 2011

[602].



(ELO - Confusion)

***

piję caffe latte, nic mi się nie dzieje.
robię na tymże mleku budyń waniliowy i umieram całą noc, przy akompaniamencie przeraźliwie głośnych bluurp narzekających jelit.
o co tu chodzi? o cukier? (nie dosypywałam dodatkowo).

***

po zawarciu dwoma bananami rozejmu z jelitami, polazłam dziś do pani dyrektor na rozmowę w sprawie wątpliwej jakości asortymentu sklepiku szkolnego.
dowiedziałam się.
szkoła nie ma wpływu na sklepik, bo umowę ze sklepikiem podpisuje gmina, a sklepikarz jest pracownikiem gminy.
proponuję, że pójdę porozmawiać w gminie.
nie, bo gmina robi szkolenia dotyczące zdrowej żywności dla sprzedających w sklepikach.
a po co - pytam się ja uprzejmie - skoro sprzedający jest pracownikiem gminy?
nastąpiła zmiana tematu na wygodniejszy.
że rodzice dzieciom nie robią kanapek do szkoły, że dzieci przychodzą głodne, bez śniadania zjedzonego w domu.
oczywiście powiedziałam, że mój je śniadanie w domu i że dostaje drugie śniadanie na uczelnię.
i że dzieci kupują w spożywczaku nieopodal szkoły czipsy i kolę (akurat tych dwóch artykułów w szkolnym sklepiku nie ma).
nie omieszkałam dodać, że mój nie dostaje pieniędzy, bo ma pół plecaka żarcia, a jeśli chodzi o czipsy i kolę, to ma wbite do łba, że są niezdrowe.

zaproponowałam przystąpienie do programu unijnego Warzywa owoce.
nie, program zły. szkoła zrezygnowała z uczestniczenia w programie, ponieważ warzywa i owoce przyjeżdżały wątpliwej jakości (a nie można tego gdzieś zgłosić? że ne kąprą pa).
zaproponowałam list otwarty rodziców do gminy.
nie, lepiej nie działać gwałtownie, lepiej poczekać.
zaproponowałam napisanie pisma do Ministerstwa Edukacji/Zdrowia, czy istnieją wytyczne odnośnie towaru w szkolnych sklepikach.
nie, bo po co, może gmina jakoś zadziała.

jassssne, że zadziała.
zadziała, bo idę jutro do gminy.

niedziela, 11 grudnia 2011

[601].

(Maryla Rodowicz - Pieśń miłości)
urocza Marylka, cudna Osiecka.

***


Syn otrzymał w prezencie maskotki - Serce i Rozum.
i tak od kilku tygodni Serce i Rozum niepodzielnie rządzą w naszym domu.
- nie sprzątaj, trwa tak świetna zabawa, porozrabiajmy jeszcze! - mówi Serce rozemocjonowanym kontraltem.
Rozum odpowiada barytonem - ale przecież jest późno. trzeba iść spać. przecież już długo się bawisz, pora na sprzątanie.

Syn zachwycony.
niemalże każdą czynność rozmontowujemy na części pierwsze za pomocą Serca i Rozumu.

a potem pora na spanie.
z Sercem i Rozumem.

***

a jak jest u Was?
bardziej bardziejsze jest serce czy jednak rozum?

sobota, 10 grudnia 2011

[600].

(The Doors - The crystal ship)

***

kiedyś o tym pisałam.
od kilku lat jestem członkiem - wolontariuszem Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej.
wszystko dlatego, że już od prawie piętnastu lat kibicuję D. - licealnej miłości - w zmaganiach z nałogiem.
wraz z biegiem czasu, gdy przyszło zrozumienie nałogu, odczułam potrzebę ukierunkowania kibicowania na jakiekolwiek wymierne działanie.

dostałam dziś z rozdzielnika takiego maila:
Stowarzyszenie JUMP'93 i Społeczny Komitet ds. AIDS już trzeci rok z rzędu organizują akcję charytatywną pt. "Mikołaju Podaj Dalej".
Akcja ta ma na celu pomoc najbardziej potrzebującym pacjentom warszawskich programów substytucyjnych, którzy po wieloletniej walce ze swoim uzależnieniem mimo tego, że podjęli i utrzymują się w leczeniu, nadal są dyskryminowani przez większość społeczeństwa.
Osoby te, często z różnymi towarzyszącymi chorobami, poprzez terapię substytucyjną chcą zacząć normalnie żyć, naprawić relacje rodzinne, kontynuować naukę, podjąć pracę.
Niestety, w wielu przypadkach z uwagi na swoją przeszłość i zły stan zdrowia, mają ogromne problemy ze znalezieniem się w społeczeństwie, z uporządkowaniem swojej sytuacji materialno-bytowej i zwykłych kontaktach międzyludzkich. Niejednokrotnie są to samotne matki z dzieckiem.
Z myślą o takich właśnie osobach powstał projekt "Mikołaju, podaj dalej"!
Zapraszamy wszystkich ludzi dobrej woli, którzy mogą i chcą się podzielić np : produktami spożywczymi (prosimy o artykuły o długim terminie przydatności takie jak konserwy, czy pakowane próżniowo), ciepłe ubrania, ubranka dla dzieci, art. gospodarstwa domowego, kosmetyki i tym podobne.
Dary zbieramy pod adresem: od 12.12.2011 (poniedziałek) do 16.12.2011 (piątek), w godzinach: 10.00 - 17.00


Tu słowo o Klubie:
http://www.politykanarkotykowa.pl/artykul/powstaje-nowa-inicjatywa-stowarzyszenia-jump93-klub-pacjenta


Adres Klubu:
Klub Pacjenta Substytucyjnego
ul. Wspólna 65/19
Tel: +48 22 402 47 75


Kontakt:
Marzena Żelazo,
Gospodarz Klubu Pacjenta
e-mail: mfe1@wp.pl
biuro@jump9301.promo.pl
tel: 507 564 607


Z góry bardzo dziękujemy za wsparcie i rozpowszechnienie tej informacji, dla posiadaczy facebooka adres wydarzenia:
http://www.facebook.com/events/260630220657682/


Umieściliśmy też informację na stronie Projekt Test:
http://www.projekttest.pl/blog/mikolaju-podaj-dalej


Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy odpowiedzą na nasz Apel.

jeśli możecie, pomóżcie.
w dragi łatwo wejść, trudno się wydostać.
kto zetknął się z problemem, ten WIE.
pomóżmy zagubionym.

zainteresowanych tematyką redukcji szkód oraz terapii substytucyjnej, zachęcam do zanurkowania na stronie PSPN.

***

noc ciemna i zimna.
wracamy z domówki.
tylna kanapa przeraźliwie ziewnęła.
- uaaaaach, ale ziewnąłem. dawno tak dobrze mi się nie ziewało. lubię ziewać, wiesz?

urzeka mnie Jego afirmacja życia.
diabeł tkwi w szczegółach.

piątek, 9 grudnia 2011

[599].

(Jean Jacques Goldman - L'absence)

***

słowo usprawiedliwienia z okazji dni milczenia.

moi mili,
blog jest mikronowym odbiciem rzeczywistości.
rozumiem, że się martwicie, gdy milczę przez kilka dni.
otóż wyjaśniam: cisza jest powodowana wyjazdami do miejsc, gdzie nie ma internetu, lub jest ślamazarny.



trochę to trwało, ale już wróciłam.
jestem cała, względnie zdrowa (cha, cha, hi), ale przede wszystkim - nadal oraz mimo wszystko pełna optymizmu i energii wobec kolejnych wyzwań, które stawia przede mną los.


dziękuję za troskę, za pamięć.
za kilkadziesiąt maili, esemesów, telefonów.
za listy, spotkania, rozmowy, kieliszki porto, talerzyki sushi.
za café au lait z tortem czekoladowo - wiśniowym.
za kanapki, szykowane drżącą ręką Stryjka.
za nadgryzione czekoladki, wetknięte mi do ust umorusaną łapką dzieci.
przede wszystkim - za najważniejsze na świecie, cytrynowe herbaty zagryzane bananami.




jak mawia Bob Budowniczy: can we fix it? yes, we can!

















ściskam Was serdecznie.
i dziękuję.

czwartek, 8 grudnia 2011

[598].

Różewicz Tadeusz - Jak dobrze

Jak dobrze
Mogę zbierać
jagody w lesie
myślałem
nie ma lasu i jagód.

Jak dobrze
Mogę leżeć
w cieniu drzewa
myślałem drzewa
już nie dają cienia.

Jak dobrze
Jestem z tobą
tak mi serce bije
myślałem człowiek
nie ma serca.


***

wszystkim, którzy tak bardzo nas wspierają, dziękuję.
Wy wiecie, o co chodzi.

pewna Pani napisała mi dziś w nocy esemesa:
jedno z najbardziej znanych haseł kibiców Lecha Poznań to: "nigdy się nie poddawaj".


roarrrr!!!

środa, 7 grudnia 2011

[597].

Herbert Zbigniew - Przesłanie Pana Cogito

Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę

idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch

ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo

bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy

a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys

i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie

strzeź się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych

strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy

czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku

a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku

idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów

Bądź wierny Idź

wtorek, 6 grudnia 2011

[596].



(Lily Allen - Fuck you)

***

czy byliście grzeczni?
czy Mikołaj przyniósł Wam prezenty?
dobrze, że nie mam komina...
przez kuchenny okap chyba.. khm... nic nie wpadnie?

poniedziałek, 5 grudnia 2011

[595].

a ja ważę już 47,6 kg!

rzuciłyśmy z Lumpiatą sobie wzajemnie wyzwanie: Ona schudnie do 1 stycznia dwa razy tyle, ile ja przytyję.

niedziela, 4 grudnia 2011

[594].

(Phillis Dillon - Don't touch me tomato)

***

oddaliście 869 głosów w pomidorzupa ankiecie.
okazuje się, że jadacie ją głównie z makaronem (38%), ale równie często przyrządzacie ją jakoś inaczej (36%).
więc pytam się, inaczej, czyli jak?
opowiedzcie proszę, podzielcie się waszymi przepisami.

a teraz słowo na niedzielę - oczywiście o pomidorach.
(...)
Pomidory mają mnóstwo witaminy C.
Duży owoc (ok. 180 g) pokrywa dzienne zapotrzebowanie na witaminę C w 60 proc.
Zawiera też sporo witaminy E (25 proc. dziennego zapotrzebowania) oraz beta-karotenu - silnych antyoksydantów, czyli bezcennych dla naszego zdrowia substancji neutralizujących szkodliwe wolne rodniki.
W pomidorach obecne są witaminy z grupy B (działają korzystnie na układ nerwowy), w tym witamina PP (wpływa na metabolizm cukru i cholesterolu we krwi), a także witamina K (ma właściwości przeciwkrzepliwe).
Pomidory to też bogactwo pierwiastków mineralnych. Jednym z najważniejszych jest potas, który dzięki swojemu działaniu moczopędnemu obniża ciśnienie krwi.
Pomidory dostarczają również wapnia, magnezu, żelaza.
Znajdziesz w nich też takie rzadko spotykane w produktach spożywczych mikroelementy jak mangan, miedź czy kobalt.


Cenny składnik pomidorów - antynowotworowy likopen
Likopen to naturalny barwnik, dzięki któremu pomidory mają intensywnie czerwony kolor. Ale spore jego ilości znajdują się również w żółtych odmianach tych warzyw.
Likopen to najsilniejszy antyutleniacz z całej grupy karotenoidów - związków, do których należy również wspomniany wcześniej beta-karoten. Niestety, nasz organizm nie wytwarza sam likopenu, trzeba go więc dostarczać z zewnątrz. Na przykład jedząc codziennie pomidory, które są najlepszym źródłem tej substancji.
Dieta bogata w likopen zapobiega zawałom serca i rozwojowi miażdżycy.
Istnieją doniesienia, że zmniejsza ryzyko raka szyjki macicy.
Dowiedziono również, że pomidory hamują proces zwyrodnienia plamki żółtej, które jest jedną z przyczyn utraty wzroku po 65. roku życia.
Badania wykazują jednak, że likopen najskuteczniej przeciwdziała nowotworowi prostaty.
Panowie regularnie jedzący pomidory są o 34 proc. mniej narażeni na rozwój tej choroby.
Ale żeby likopen mógł skutecznie pełnić funkcję ochronną, musimy dostarczać go organizmowi w odpowiednich ilościach.
Codziennie powinniśmy zjeść jednego pomidora lub talerz zupy pomidorowej. W ten sam sposób podziałają również dwie łyżki keczupu albo szklanka soku.

(z tym keczupem to chyba jednak przesadzili).

sobota, 3 grudnia 2011

[593].



(Jamie Cullum - Photograph)

***


spędzili razem cały dzień, od jedenastej do dwudziestej.
i było Im mało.

***

od tygodnia budzę się rano ze spuchniętą prawą dłonią.
Ulubiony Doktor napisał mi na skajpie, że trzeba zrobić TK klatki piersiowej (angio-ce-te), bo szczyt prawego płuca jest do obserwacji.
wyłączyłam skajpa.
udam na razie przed samą sobą, że nie odczytałam wiadomości.
łikend przecież mam, nie czas na zmartwienia.

piątek, 2 grudnia 2011

[592].

(Jeff Buckley - The other woman)

***

pufff... właśnie skończyłam mycie na kolanach terakoty w kuchni i łazience.
szmaty wstawiłam do prania.
(też pierzecie w pralce ściery podłogowe?)

jutro do Syna przychodzi koleżanka z klasy, Zu.
cały dzisiejszy dzień spędziliśmy na sprzątaniu i porządkowaniu.
patrząc z boku na skalę zaangażowania, szykuję się jak na zapoznanie z synową - pomyślałam szorując druciakiem stalowe garnki.

bynajmiej może cóś jest na rzeczy? - rozważałam składając w kosteczkę ubrania z prania (w sumie po jaki ch.? przecież, motyla noga, do garderoby Zu nie zamierza chyba zajrzeć).
to pierwsza dziewczyna (nie licząc nieletnich damess naszych przyjaciół), która nas odwiedza.

wolałabym, żeby mi nie wypomniała za kilkanaście lat, że gdy przyszła do nas w pierwsze odwiedziny, podłoga lepiła się od kocich odchodów, a wannę porastał mech.

***

ach, jeśli chodzi o meniu - kuchnia poda jutro krem z groszku z grzaneczkami i parmezanem, a na drugie - schaboszczaka z indyka, gotowane ziemniaki i zielonę sałatę.
na deser wystąpi galaretka owocowa.
boszszszsz...

czwartek, 1 grudnia 2011

[591].

Pocalunek 2

(Pocałunek - Ulica krokodyli)
właścicielka tego pięknego głosu zrolowała nam dziś tonę sushi.
możecie zazdraszczać, jest czego.

***

pojechałam dziś na końtrol przed piątą chemią (rano odessawszy krew do badań).
zapoznałam przed gabinetem Ulubionego Doktorka pana Andrzeja, któremu wczoraj oddałam via Jego synowie moje fiolki na krew z niemieckiego laboratorium.
(teraz fiolek nie potrzebuję - w przeciwieństwie do pana Andrzeja; a jak zapotrzebuję - zamówię).
więc pogadaliśmy.
że wiedząc z czym się walczy, należy uregulować kwestie majątkowo - prawne.
że trzeba mieć wciągające zajęcie i wiedzieć, że w tej dziedzinie jest się jedyną osobą, która zajmie się sprawami właściwie.
i tu pan Andrzej opowiedział.
o zbieraniu porzeczek kombajnem.
o budowie domu.
o naprawianiu popsutych sprzętów rolniczych.

zgodziliśmy się, że nie wolno z chorowania robić tematu przewodniego życia.
jasne, choroba ogranicza, wymusza kompromisy.
ale co tam.
my mamy - jak mawia młodzież - wyjebane na raka.

***

rozpoczęłam dziś piąty kurs chemioterapii.
na razie dawka została zmniejszona do 75 mg, bo mam słabą morfologię.
za tydzień mam sprawdzić biochemię, jeśli wyniki morfologii poprawią się, wrócę do dawki 100 mg.

***

malnęłam rzęsy czarrrną henną.
teraz WYGLĄDAM.
ha!
kilka tygodni temu w Łodzi.
foto A. Retko - Ruszczak.

środa, 30 listopada 2011

[590].

(Wszystkie stworzenia duże i małe - Andrzej Zaucha i Ewa Bem)
cudowny, doskonały duet.

***

ucho mnie boli.
i zapomniałam o Andrzejkach.
trudno.
jutro polejemy woskiem.
w sumie - co za różnica.

***

powoli szykuję prezenty pod choinkę.
wolę przygotować je wcześniej, zamiast biegać dzień przed Wigilią z obłędem w oku.
przekopałam się dziś przez pierdylion aukcji charytatywnych, kupiłam trochę towaru.
uznałam, że w ten sposób:
1. pomogę trochę innym
2. będę miała prezenty
3. nie będę musiała jechać do sklepów i błąkać się w morzu ludzi.

mieliśmy wczoraj niezłą rozmowę z Giancarlem w temacie.
- mamo, jak to jest, że prezentów pod choinką nie ma, gdy się ją ubiera, a potem w dzień Wigilii są? czy ty tak szybko w Wigilię biegniesz do sklepu, że ja nawet tego nie zauważam i gwałtownie wkładasz prezenty pod choinkę?

wtorek, 29 listopada 2011

[589].



(Yves LaRock - Rise up)

***

mulimy się w domu.
tuczę się i regeneruję przed piątym kursem chemii (rozpocznę go 1 grudnia).
a Giancarlowy przewód pokarmowy obgryza wirus, choć teraz głównie zaatakował Go gilem.

Syn rysuje.
dla mamy tory kolejowe ze zwrotnicoł.

a ja dziubdziam artystycznie tamto i owamto.
(wieczorem pokażę).

***

23:40.
pokażę, pokażę.
nie pokażę.
wracam dziubdziać.
i myśleć.


już za tydzień Mikołajki.
ech...
co byście chcieli dostać w prezencie na Mikołajki?

Syn od dwóch dni planuje treść listu z prośbą o prezenty.

poniedziałek, 28 listopada 2011

[588].

(Burt Blanca - Le locomotion)

***

jedzenie (ziemniaki, gwoli ścisłości) wypadały z gromkim UUUUUUUU!!!! całą noc z Syna.
Syn twierdzi, że wypił wodę mineralną, która Mu zaszkodziła.

nie poszedł do szkoły.
pół dnia więc dziś leżeliśmy drzemiąc w łóżku, odsypiając znoje przebogatego weekendu oraz niespodziewanego (chyba jednak wirusowego), nocnego pawia.
a potem Syn zarządził czytanie w pościeli.
lubię, że już umie zająć się lekturą, przepaść w książce na godzinę - dwie.

(w szkole ostatnio niestety czytał książkę podczas lekcji - doniosła mi pani wychowawczyni.
a mówiłam: wolno czytać, ale tylko na przerwach).

***

Vileda uwielbia spędzać czas tupiąc łapkami w klawiaturę laptopa (oczywiście gdy tego nie widzę - gdy wchodzę do pokoju, Vilcia już leży - jak gdyby nigdy nic - w drugim kącie pokoju, na sprzęcie grającym).
skutkiem działań kocicy są np. takie komunikaty na ekranie:

druga rzecz informatyczna, którą umie zrobić Vileda, to obrócić obraz w ekranie (zamienić pion z poziomem).
sądzę, że istnieje jakiś skrót klawiaturowy, którym można to zrobić.
(Vileda, w przeciwieństwie do mnie, zna go - ja muszę na piechotę przywracać ustawienia grafiki).
trzecia rzecz, to pasja kocicy do drukarki. ledwo włączamy drukarkę, kocica biegnie do niej z najodleglejszego zakątka mieszkania.
ogon w pionie, uchem strzyże, oko szeroko otwarte, źrenica wąska.
hop! na podajnik papieru. hop! na drukarkę, i dalejże: ugniatać ją, ciągnąć łapą za kabel, oglądać ją z każdej strony.
myślę, że uważa, że we wnętrzu drukarki jest uwięziony kot, który potępieńczo trzeszczy bębnem drukarki, gdy podłącza się go do zasilania - a Vileda przybywa jemu w sukurs.


nigdy nie przypuszczałam, że życie z kotem może być tak zabawne.
nieustannie jestem pod wielkim wrażeniem charakteru maine coonów: ujmująca jest ich czujność, czułość, brak agresji.

niedziela, 27 listopada 2011

[587].

(Monika Urlik - Call me)

***

drogie prymitywy piszące chamowate komentarze,




składam wam serdeczne podziękowania, ponieważ dzięki wam wzrasta w statystykach ilość odsłon bloga, bo siedzicie wklejeni w blogaska i nieustannie odświeżacie stronę w nadziei, że wywołacie dyskusję/lincz.


a ponadto ponawiam apel: jeśli się nie podoba, won z bloga!

sobota, 26 listopada 2011

[586].

(Dionne Warwick - I say a little prayer)
urocze słowa piosenki.
i takie prawdziwe.

***

moja kumpelka Marianna nauczyła mnie robić sushi.
a następnego dnia dowiedziałam się, że mój ulubiony okoliczny sushi bar przenosi się, więc tymczasowo zawiesza działalność.
nie ma rady - od teraz roluję sushi sama w domu!

piątek, 25 listopada 2011

[585].



(mistrz Jesse Tsao - Chi Kung - Six healing sounds)

***

mam intuicyjną pewność zależności między zdrowiem fizycznym a samopoczuciem psychicznym - nastawieniem do świata, do siebie, więc również do chorowania.
odczucia potwierdził moja licealna miłość, dottore psychiatrii z Uniwersytetu Medycznego.
powiedział, że jest stwierdzone powiązanie między odpornością organizmu a stanem psyche.
zgłębiam ten temat, ryjąc tu i tam.

przeczytajcie, co wygrzebałam:

Aaron Antonovsky, zastanawiając się nad losami Żydów, którzy przeżyli obozy koncentracyjne, zauważył interesujące zjawisko. Część z nich, pomimo odzyskania wolności, pozostała zniechęcona do życia i zgorzkniała. Nierzadko zapadali na choroby i umierali kilka lat po wyzwoleniu. Inni, pomimo podobnych doświadczeń, zachowali optymizm i pogodę ducha. Pomimo odniesionego uszczerbku na zdrowiu, niejednokrotnie wiedli potem jeszcze długie i szczęśliwe życie.

Poszukując odpowiedzi na pytanie, co decyduje o tym, że jedne osoby zachowują zdrowie i długie życie, inne zaś stosunkowo łatwiej zapadają na choroby i żyją krócej, Antonovsky sformułował swoją koncepcję salutogenezy, w której najważniejszym pojęciem jest poczucie koherencji.
U podstaw tej koncepcji leży założenie, że pomiędzy zdrowiem a chorobą istnieje kontinuum stanów, które należy rozumieć całościowo, jako dynamiczny proces równoważenia wymagań i zasobów w toku konfrontacji ze stresem. Zasadą, za pomocą której można wytłumaczyć, zdaniem autora, funkcjonowanie uogólnionych zasobów odpornościowych, jest globalna orientacja życiowa, nazwana przez Antonovsky’ego poczuciem koherencji. Według niego, osoby o silnym poczuciu koherencji mają tendencję do zachowań prozdrowotnych. Zdaniem Antonovsky’ego, uwzględniając pojęcie poczucia koherencji, można by wykryć nowe zasady rządzące odpornością człowieka na chorobę.

Poczucie koherencji to zmienna składająca się z trzech skorelowanych ze sobą składowych: poczucia zrozumiałości, poczucia zaradności i poczucia sensowności.

Poczucie zrozumiałości określa stopień, w jakim człowiek spostrzega bodźce napływające ze środowiska wewnętrznego i zewnętrznego jako zrozumiałe, uporządkowane, spójne i jasne. Osoba o silnym poczuciu zrozumiałości spodziewa się, że bodźce z którymi zetknie się w przyszłości, niezależnie, czy będą pożądane czy niepożadane, będą przewidywalne. W najgorszym wypadku oczekuje, że jeśli jakiś bodziec ją zaskoczy, będzie go mogła do czegoś przyporządkować i wyjaśnić.
Poczucie zaradności określa stopień, w jakim człowiek spostrzega dostępne zasoby jako wystarczające, by sprostać wymogom, jakie stawiają napływające bodźce. W sytuacji, gdy bodźce te są niepożądane, osoba o wysokim poczuciu zaradności uważa, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wszystko ułoży się na tyle dobrze, na ile można się było rozsądnie spodziewać. W najgorszym wypadku przypuszcza, że konsekwencje niepomyślnego zdarzenia dadzą się jakoś znieść. Zasoby potrzebne by sprostać wymogom, to zasoby, którymi jednostka sama dysponuje lub którymi dysponują osoby, którym ufa i na które może liczyć.
Poczucie sensowności wyraża motywację jednostki do działania. Jest to stopień, w jakim człowiek czuje, że życie ma sens z punktu widzenia emocjonalnego, że przynajmniej część problemów i wymagań jakie niesie życie warta jest wysiłku, poświęcenia i zaangażowania. Osoba o wysokim poczuciu sensowności spostrzega problemy jako wyzwania, które warto podejmować [3].

Poczucie koherencji jest zatem globalną orientacją człowieka, wyrażającą stopień, w jakim człowiek ten ma dojmujące, trwałe, choć dynamiczne poczucie pewności, że:

Bodźce napływające w ciągu życia ze środowiska zewnętrznego i wewnętrznego mają charakter ustrukturalizowany, przewidywalny i wytłumaczalny.

Dostępne są zasoby, które pozwolą mu sprostać wymaganiom stawianym przez te bodźce.
Wymagania te są dla niego wyzwaniem wartym wysiłku i zaangażowania.

Do badania poczucia koherencji służy Kwestionariusz Orientacji Życiowej (SOC-29), opracowany przez Aarona Antonovsky’ego. Wypełnianie kwestionariusza jest stosunkowo proste.
Zadaniem osoby badanej jest ustosunkować się do 29 stwierdzeń, przy pomocy siedmiostopniowej skali, określającej reakcje osoby badanej wobec różnych sytuacji.
(...)

Poczucie koherencji, a zdrowie i choroba w koncepcji A. Antonovsky’ego - Bogusław Włodawiec

czwartek, 24 listopada 2011

[584].



(Lipali - Jeżozwierz)

***
moja pani fryzjerka mówi: pani Asiu, dziś rano strzygłam tak samo pana.
odpowiadam: eeee, niemożliwe... żeby facet chciał taką kobiecą fryzurę nosić?


włosy rosną w pionie, są czarnego koloru.
siwy jest jeden, za prawym uchem (a było ich o wiele więcej).
ciekawe, jakie będą - czy ten kolor jest docelowy.
bardzo mnie ta zmiana bawi, a niewiadoma z tym związana - jeszcze bardziej.

byłam ostatnio z pewnym Kotem Jerzym na sushi.
rozmawialiśmy o przedłużaniu rzęs - że Kocica Jerzowa przedłuża, bo ma krótkie.
a ja na to, że ja też, że ja też chcę, bo moje też krótkie.
a Kot Jerzy na to, że nie, że nie potrzeba.
zajrzałam do lustra: faktycznie! całkiem nie zauważyłam, a tu po cichu wyrosły długie rzęs firany!

reasumując - z mania raka wynikają jednak jakieś plusy dodatnie (wyjaśniam: plus ujemny to np. trudność z przytyciem):
- mam nowy, niewiadomojaki kolor włosów; ponadto, być z może, z prostych będą falowane, a kto wie!  - może nawet kręcone.
- mam piękne rzęsy, zamiast poprzedniego, żenującego owłosienia ocznego.

***

dziś skończyłam kolejny kurs chemii.
od jutra - tygodniowa przerwa na regenerację organizmu.

***

stworzyłam teoryjkę odnośnie kosmicznego skoku bilirubiny po poprzedniej chemioterapii.
trzeba było nie pić hektolitrów strzykającej za uszami wody z sokiem pigwowym.
i trzeba było nie żreć łopatą konfitur z pigwy.
(w miarę możliwości powstrzymajcie się od komentarzy w stylu taka mądra a taka głupia :P)

środa, 23 listopada 2011

[583].

(Wanda Warska - Zabierz moje sukienki)

***

byłam dziś z przyjaciółką z dzieciństwa na koncercie Możdżera i Stańki.
pół koncertu przepłakałyśmy ze wzruszenia.
Aniu, dziękuję za wspaniały wieczór!



w komentarzu pod postem poniżej, nawarsztacie napisał(a), że widział(a) mnie na tym koncercie.
człowieku miły, czemu się nie ujawniłeś?
czemu żeś nie zagadał, nie mrugnął okiem, nie zakłapał szczęką?

***

odrastają włosy.
będę brunetką, chyba w lokach, być może - z pionową mierzwą.
hm.

wtorek, 22 listopada 2011

[582].

oto mam trzeci opis tomografii.
teraz mam do wyboru między:
a) chorsza
b) tak samo chora jak wcześniej
c) mniej chora.
Ulubiony Doktorku, pisz skierowanie na rezonans.
trza chyba dokładniej się pobadać.

***

pochwalę się.
a co mi tam.
dziś wieczorem będzie reportaż o mojej Przyjaciółce, Siostrze karmicznej, wielkim Człowieku.

poniedziałek, 21 listopada 2011

[581].

(Leszek Możdżer i Marcus Miller - Come together)

***

nasze domowe origami z okazji dzisiejszego Dnia Życzliwości =)
potrzebujecie czasem przeciągnąć z kąta w kąt meble, przestawić doniczki, ułożyć inaczej przyprawy w szafce, ulepić pierogi, pojechać na szmacie?
abo cuś pomalować, wydziergać, stworzyć?
(tu: WIELKA buźka dla Marianny, która w ostatnią sobotę dekupażowała nam komiksami krzesło).

pszem Państwa, to się nazywa terapia zajęciowa.
pod wpływem działań manualno - ruchowych układają się myśli.
macie tak?
uwielbiam ten twórczy niepokój, radość działania, satysfakcję z efektu.




zauważyłam, że Giancarlo lepiej przyswaja wiedzę, gdy jednocześnie jest w ruchu.
bathroom - przewrót w przód.
living room - kolejny fikoł.
kitchen - hop, salto mortale na łóżku.

niedziela, 20 listopada 2011

[580].

(Эдуард Хиль, Я шагаю по Москве)
ten pan powinien śpiewać w duecie z Violettą Villas.
a Zaz widziałabym w duecie z Maleńczukiem.

***

komencio z bloga Li


otóż Fundacja sprawdza "dobrobyt swoich podopiecznych" - jeśli Anonimowa nieAutorytatywna nieKretynko nie wiesz o tym, sprawdź.
jeśli nie umiesz - przeczytaj poniższy wycinek ze strony Fundacji.

wycinek informacji o fundacji, która się mną opiekuje.
tak, nie gardzę kasą.
co więcej: proszę Was o kolejne wpłaty, które przyczynią się do wzbogacenia mojego subkonta w Fundacji Rak'N'Roll.
pieniądze zostaną przeznaczone na zakup kolejnej porcji tabletek TS-1.

odnośnie próżności.
jak napisał aforysta: próżnemu łatwiej wznieść się ponad tłum.
tak, jestem próżna.
i Wam tego serdecznie życzę.
kochajcie siebie, uwielbiajcie, przeglądajcie się z zadowoleniem w lustrze, dogadzajcie sobie.

przeczytajcie, co na ten temat ma do powiedzenia dominikanin, ojciec Jacek Salij,
pytanie w książce do OP Jacka Salija.


miłej niedzieli.
spędźmy ją na kochaniu siebie, a więc - również naszych bliskich.





serdecznie pozdrawiam!
Wasza Ulubiona Autorytatywna Kretynka,
próżna autorka bloga ( do czego przyda się chustka ma już ponad tysiąc fejsbukowych lajków! i codziennie ponad 6 tys. unikatowych Czytelników!),
zbierająca na lekarstwa przez fundację,
dumna właścicielka raka,
Joanna
 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga